Cztery lata
później…
Jechałem właśnie jakąś ruchliwa ulicą w poszukiwaniu Katherine. Sam nie wiem, po co to robiłem. Może chciałem zapomnieć o Elenie, a może dalej ją chronić. W każdym razie, mimo upływu lat, dalej mi na niej zależało. Nie potrafiłem zapomnieć. Obiecałem Stefanowi, że nie pojawię się w Mystic Falls. Przynajmniej dopóki, Elena żyje. I dalej o niej myślę. Boże, człowieku przestań się zadręczać. Wystarczy już tych czterech lat użalania się nad sobą. Wybrała Stefcia, nie ciebie, wiec odpuść. Nagle z zamyśleń wyrwał mnie telefon.
-Kogo diabli niosą?- Burknąłem. Spojrzałem na ekran: numer nieznany. Mimo to odebrałem.
-Słucham.- Powiedziałem od niechcenia.
-Katherine zmierza do Mystic Falls. Chce się zemścić na sobowtórze. Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć.- Odpowiedział mi męski głos. Nie należał do nikogo, kogo znałem.
-A ty to, kto?- Zapytałem z czystej ciekawości.
-Powiedzmy, że przyjaciel. Stefan cię potrzebuje. Radzę żebyś wrócił, bo inaczej szatyneczka długo nie pożyje.- Zacząłem się martwić. Spojrzałem na GPS i rzeczywiście znajdowałem się blisko Mystic Falls. Mimo to przybrałem charakterystyczny dla siebie ton:
-A może ja nie potrzebuje przyjaciół?- Zacząłem się droczyć.
-Nie powiedziałem, że twoim.- Odpowiedział mi rozbawionym tonem i rozłączył się.
No pięknie. Czyli kurs Mystic Falls. Na razie będę się trzymał na uboczu. Może nic się nie dzieje, a ten koleś sobie po prostu jaja robi? W głębi serca taką właśnie miałem nadzieje.
Oczami Eleny:
Znów mam osiemnaście lat. Jestem w lesie. Biegnę, aż nie starcza mi tchu. Chcę zdążyć, ale na co? Sama nie wiem. Wybiegłam na ulice i stanęłam jak wryta. Wiedziałam, że osiągnę swój cel. Zobaczyłam czarne auto. Zatrzymało się na poboczu, a z jego środka wyszedł mężczyzna. Ten sam, którego widuje codziennie w snach. Jest niesamowicie przystojny, ubrany cały na czarno, a jego niebieskie oczy przewiercają mnie na wylot. Mam wrażenie ze znamy się od lat, ale nie mam pojęcia skąd. Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko i po raz pierwszy przemówił: "Nareszcie się spotkamy".
Obudziłam się w środku nocy cała roztrzęsiona. Sama nie wiem, dlaczego. Przecież nie miałam koszmaru. Jednak w dalszym ciągu w głowie miałam twarz mężczyzny. Skąd ja cię znam i dlaczego śnisz mi się, co noc? Mimowolnie sięgnęłam do łańcuszka na szyi. Miałam go odkąd pamiętam, ale nie wiem skąd. Często mnie to zastanawiało. Wiedziałam tylko, że naszyjnik był i jest dla mnie niesamowicie ważny. Rozmyślając dalej o mężczyźnie i wisiorku wreszcie zasnęłam.
I jak wam się podobało? czekam na komentarze ;D i pozdrawiam.
O kurcze Kobieto ty to masz Talent :) Wow . Wielka szkoda ze tak krotki ten rozdzial pisz dluzsze :) I nie marnuj takiego talentu dziewczyno i pisz dalej :) Chcialabym zaobserwowac twojego bloga le nie mam jak bo nie wystawilas ikonki :( W kazdym razie bede tu czesto zagladac :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ci Bardzo ;D Miło słyszeć takie słowa ;) w sumie to czytać, ale to ominę ;p Również pozdrawiam i zabieram się do pisania następnego rozdziału ;D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się! :) Jest coraz lepiej, nie dopatrzyłam się wielu błędów. :D Fabuła zaciekawia mnie jeszcze bardziej. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://pamietniki-em.blogspot.com/
http://cammmmmmeleon.blogspot.com/
- Ash♥