sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 21

Oczami Damona:

            Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym obecnie przebywałem. Była to sala wykładowa, dość dużych rozmiarów, z dwudziestoma rzędami starych, zniszczonych krzesełek. Stały one na drewnianych schodkach tak, aby każdy widział, co znajduje się na tablicy, bądź też wyświetlanym przez profesora obrazie z projektora. Ściany pokryte były ciemnymi panelami, które ze starości straciły już swój dawny blask. Z lewej strony znajdowały się ogromne okna, do połowy zasłonięte żaluzjami. Z powodu wczesnej pory sala była prawie pusta. Tylko w pierwszych ławkach zasiadło parę osób, które korzystały z dostępnego na uczelni Internetu.
No to zaczęło się. Studia. Jak to dziwnie brzmi. Ja uczący się. No dobrze, nie będę się uczył, ale pozostaje fakt uczęszczania na zajęcia. Choć jakby na to spojrzeć, pewnie niejednokrotnie pozwolę sobie na małe wagary. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem za towarzyszącymi mi dziewczynami, w kierunku miejsc w przedostatnim rzędzie. Usiadłem koło Eleny i zwróciłem się do niej lekko złośliwym tonem:
-Myślałem, że kujony siadają przodu.
-Jak chcesz to możesz tam iść- Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się słodko.
-Miałem na myśli waszą trójeczkę, nie siebie.
-Zdążyłam się domyślić- Odparła i w jakiś magiczny sposób rozłożyła stoliczek, znajdujący się na oparciu krzesła przed nią. Położyła na nim długopisy i jakieś zeszyty.
-Nie mów mi, że też mam robić notatki…- Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-A, kto tu mówi o notatkach?- Zapytała dziewczyna śmiejąc się i spoglądając w kierunku Bonnie.
-No tak wiedźma…- Domyśliłem się. Od mojego powrotu do Mystic Falls zauważyłem znaczny wzrost mocy przyjaciółki mojej dziewczyny. Fakt, minęły cztery lata, ale naprawdę dużo się nauczyła przez ten czas. Więcej niż można by przypuszczać. -Ładnie to tak wykorzystywać koleżankę?
-To się nazywa korzystanie z okazji- Wzruszyła ramionami. –Dlatego zawsze mamy notatki słowo w słowo to, co powie profesor.
-Gdzie się podziała uczciwa panienka Gilbert?- Jak zawsze zacząłem się z nią droczyć.
-Sugerujesz coś?- Zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem. Odpowiedziałem jej tylko delikatnym całusem w policzek i pozwoliłem, aby dołączyła do konfrontacji z przyjaciółkami.
***
            Siedziałem w ciszy od dobrych paru minut i przyglądałem się wchodzącym studentom. Sala była już praktycznie pełna, a profesora, ani widu ani słychu. W końcu nie wytrzymałem, bo jak długo można siedzieć i czekać, aż prowadzący łaskawie pojawi się na zajęciach?
-Elena!- Zwróciłem się do dziewczyny. –Za ile zacznie się to badziewie?!- Spytałem na tyle głośno, że w naszym kierunku odwróciło się kilka głów. Szatynka przewróciła oczami.
-Nie wiem, profesor powinien już przyjść- Spojrzała w kierunku drzwi. –O patrz, już idzie- Dodała trochę ciszej, a do rąk wsadziła mi jakiś pusty zeszyt i długopis.
-Po jakiego grzyba mi to?
-Sprawiaj pozory- Poradziła i chwyciła swoje przybory.
            Mówiąc potocznie, olałem jaj radę i odłożyłem zeszyt na bok. Ręce skrzyżowałem na piersi i patrzyłem się na profesorka. Ten usiadł za biurkiem i uruchomił komputer. Był w podeszłym wieku, na co wskazywać mogły siwe włosy i pełno zmarszczek na twarzy. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że był wdowcem, ponieważ nosił pogniecioną koszule, ale dość elegancki garnitur.
-No, więc- Zaczął rzeczowym tonem. –Wraz z dzisiejszymi wykładami, wkraczamy w historię XX wieku- Jeszcze dobrze nie zaczął mówić, a ja już wiedziałem, że będzie mnie to nudzić.
            Przeniosłem wzrok na Elenę, która nie zawracała sobie głowy trwającym już wykładem. Rozsiadła się wygodnie i bazgrała coś w zeszycie. Co jakiś czas zerkała w moją stronę, uśmiechając się przy tym delikatnie. Położyłem dłoń na jej kolanie, co wywołało u niej jeszcze większy uśmiech.
Tak zleciało pół godziny, gdy nagle usłyszałem zdanie z udziałem mojego nazwiska, wypowiedziane przez profesorka.
-A pan Salvatore nie notuje?- Zaśmiałem się w myślach.
-Mam dobrą pamięć- Odpowiedziałem głośno, na co wykładowca zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem.
-Czyżby? Zaraz to sprawdzimy…- Mówiąc to wziął do ręki jakiś podręcznik i otworzył go gdzieś na środku. Nastała chwila ciszy.
-Śmiało- Powiedziałem, na co parę osób spojrzało na mnie ze zdziwieniem.
-Tak ci się spieszy dostać mierny?- Wzruszyłem ramionami.
-Raczej mi to nie grozi.
-Więc dobrze. 4 lipca 1943?
-Śmierć Sikorskiego- Uśmiechnąłem się do niego.
-1962 rok?
-Drugi sobór watykański, kryzys kubański i satelitarna telewizja międzykontynentalna.
-1945?- Na twarz wykładowcy wstąpiła irytacja.
-Powstanie bomby atomowej, zrzucenie jej na Hiroszimę i Nagasaki, konferencja w Jałcie. Da mi pan już spokój, czy jeszcze będzie robił z siebie…?- Nie dokończyłem, ponieważ poczułem szturchnięcie w prawe ramię.
-Daj spokój- Powiedziała bezgłośnie Elena.
-Nie będę wnikał, przed wypowiedzeniem, jakich słów powstrzymała pana, panna Gilbert. Proszę tylko mieć na uwadze, że będę miał pana na oku.
-Jak pan uważa- Odparłem ze złośliwym uśmieszkiem.
-A teraz powrócimy do zajęć…
-Przepraszam- Odezwał się ktoś z przodu. –Zanim to nastąpi, czy możemy otworzyć okno?- Faktycznie w sali było bardzo ciepło.
-Orłów tu nie ma, raczej nikt nie wyleci- Powiedział profesorek. Chyba starał się być zabawny, jednak na żadnego ze studentów nie zrobiło to większego wrażenia.
-Czyli o pana martwić się nie musimy- Rzuciłem, nie ukrywajmy trochę bezczelnie.
Po sali rozległy się śmiechy i chichoty. Wykładowca zaczerwienił się. Nie komentując mojego zachowania wrócił do prowadzenia tych jakże interesujących zajęć.


Oczami Eleny:

-Trochę przegiąłeś- Zagadnęłam, gdy wchodziliśmy już do pensjonatu.
-W czym?- Zapytał Damon lekko zdezorientowany, odwieszając nasze kurtki na wieszak przy wejściu.
-W tym jak potraktowałeś profesora Holdena.
-Zirytował mnie- Oparł cicho.
-Powinieneś nauczyć się panować nad sobą. To starszy człowiek, jest zmęczony życiem. Chodzą plotki, że niedawno stracił żonę- Starałam się wytłumaczyć.
-Co nie zmienia faktu, że mnie zirytował. Poza tym, jakby na to spojrzeć, to ja jestem starszy- Prychnęłam cicho. Jak zawsze łapał mnie za słówka.
-Damon, nie wiem kiedy ostatnio patrzyłeś w lustro, ale od dawna wyglądasz tak samo- Zauważyłam sprytnie.
-Jak? Zniewalająco przystojnie?- Podszedł do mnie bliżej.
-Och, jaki skromny- Wymierzyłam w niego palec. –Miałam na myśli, wiecznie młodo.
-Jedno i to samo- Wzruszył ramionami. –Jeżeli ci powiem, że od teraz będę grzecznym studencikiem, to przestaniesz się złościć?
-Jeżeli obiecasz i dotrzymasz słowa- Odparłam, na co chłopak mnie pocałował.
-Obiecuje- Wyszeptał w moje usta.
***
-Nie odpuścisz mi prawda?- Zapytałam patrząc błagalnie na wampira.
            Wiem, obiecałam, ale naprawdę lubiłam glany. A może bardziej się do nich przyzwyczaiłam? W każdym razie, szkoda mi było się ich pozbywać.
-Nie ma opcji- Rzucił i pociągnął mnie w stronę jednego z obuwniczych.
            Z lekkim oporem weszłam do środka i podążyłam za Damonem. Ten zatrzymał się przy regale z butami do kostek, a wzrok utkwił w parze botek. Może i nie miałabym nic przeciwko nim, jednak posiadały jedną zasadniczą wadę. Otóż były makabrycznie wysokie. Ich obcas na oko mógł mieć z dziesięć centymetrów. Mężczyzna wziął je do ręki i popatrzył na mnie.
-I jak ci się podobają?- Spojrzałam na niego jak na niedorozwiniętego umysłowo. Ten widząc moją minę tylko się roześmiał i odłożył buty. –Przestań, tylko żartowałem.
-Mam nadzieję- Burknęłam cicho.
-Co powiesz na te?- Wskazał płaskie, czarne botki, trochę ponad kostkę, ozdobione delikatnie ćwiekami. Spodobały mi się.
-Ładne- Odpowiedziałam szczerze. –Ale nie uważasz, że są trochę nie praktyczne? Spadnie śnieg i…
-Kupimy jeszcze kozaki- Przerwał mi i wpakował buty do koszyka. –Przecież nie będziesz marzła.
-Damon, ale…
-Żadne ale. Przydadzą ci się- Nie pozwolił mi dokończyć i pociągnął w stronę następnego regału. Rozejrzał się chwilę, poczym chwycił płaskie, brązowe kozaczki do kolan. Przyozdobione były srebrną klamrą w okolicach kostki. –A te na mróz- Dodał i pokazał mi środek buta. Jak się okazało wewnątrz krył się bardzo ciepły polar.
-Wszystko ładnie, pięknie, ale zastanowiłeś się ile za to zapłacimy?- Było mi naprawdę głupio, że chce mi sam wszystko kupić.
-Tym się nie przejmuj- Odparł z uśmiechem. –A teraz przymierz- Rzucił i ruszyliśmy w kierunku puf. Jak się okazało, obie pary butów pasowały idealnie.
-Zaraz, zaraz. Skąd ty znasz mój rozmiar?- Zapytałam lekko zdziwiona. Przecież nigdy się nie pytał.
-Jestem wzrokowcem- Odparł swobodnie.
-Zawsze myślałam, że kinestetykiem...- Stwierdziłam złośliwie. Puścił moją uwagę mimo uszu i poszedł zapłacić za buty.
***
            Siedziałam przytulona do Damonem na kanapie, w ręce trzymając gorącą herbatę. Po zakupach czekała nas jeszcze jedna sprawa do załatwienia. Mianowicie zaraz miały przyjść moje przyjaciółki oraz Klaus. Wszystko po to, żeby przywrócić człowieczeństwo Stefanowi.
Z jednej strony chciałam, aby wszystko się udało, jednak z drugiej… Co mu miałam powiedzieć? Słuchaj, teraz jestem z Damonem, wiem, że ci się to niepodobna, ale mam to głęboko i szeroko gdzieś? Szczerze? To prawda, ale nie chciałabym, aż tak go krzywdzić.
-Co tak zamilkłaś?- Zapytał się Damon z troską, delikatnie całując czubek mojej głowy.
-Nie wiem jak spojrzeć twojemu bratu w oczy- Odparłam zgodnie z prawdą.
-To on namieszał, nie ty. Nie musisz się obawiać- Wtuliłam się jeszcze mocniej w jego ramię.
-Jak chcesz, to potrafisz być nawet miły- Zaśmiałam się delikatnie.
-Dla ciebie zawsze. Mam problem z byciem miłym dla innych- Stwierdził.
-Nie umknęło to mojej uwadze.
            Niespodziewanie, bez żadnego ostrzeżenia, drzwi pensjonatu otworzyły się z hukiem, a do środka wparowały moje przyjaciółki.
-Mam nadzieję, ze nie przeszkadzamy- Powiedziała Caroline, patrząc na nas znacząco.
-Skądże znowu, ale pukanie to nie taka wielka filozofia- Odparł Damon i jak na zawołanie ktoś zapukał. Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Klaus. –O tym mówię. Nawet on potrafi się zachować.


No więc, wracam do was z ogromnymi przeprosinami oraz nowym rozdziałem.
Wiem, jestem do zabicia, za tak długą nieobecność...
Ale znalazłam się na zakręcie, 
a zanim wszystko wyprostowałam trochę czasu minęło.
Co do rozdziału...
Powiem szczerze, strasznie się nad nim męczyłam
i zdaję sobie sprawę, że akcji jest mało.
Mam nadzieję, że rozumiecie ;)
To chyba tyle :)
Serdecznie zachęcam do pozostawienia po sobie śladu  :D
I dziękują za wszystkie dotychczasowe komentarze, nominacje 
i oczywiście za to że czytacie te moje wypociny :*
Pozdrawiam i przesyłam buziaczki :*