piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 10


Oczami Damona:

-Jesteś idiotą.- Bąknąłem do brata i w wampirzym tempie wyniosłem Elenę na zaplecze. Położyłam ją delikatnie na ziemi.- Przynieś apteczkę.- Skierowałem prośbę do Jeremy’ego. Ten bez słowa podbiegł do kredensu i przyniósł zestaw pierwszej pomocy. Otworzyłem skrzyneczkę i wyciągnąłem nożyczki.- Mam nadzieję, że nie byłaś przywiązana do tych spodni…- Starałem się ją trochę rozweselić.
-Wbrew pozorom niekoniecznie.- Uniosła lekko kąciki ust do góry. Mimo bólu starała się zachować zimną krew. Rozciąłem materiał odsłaniając ranę. Dziewczyna skrzywiła się. Cholera, wyglądało gorzej niż się spodziewałem.
-Myślałem, że obejdzie się bez tego.- Mówiąc to rozgryzłem sobie nadgarstek.
-Nie lepiej zawieźć ją do szpitala?- Zapytał szybko młody Gilbert.
-Tak? I co im powiemy? Że pijany psychol wbił jej butelkę w nogę, a my nie pamiętamy jak wyglądał?- Zakpiłem.
-Damon ma pod tym względem racje. Zastanawia mnie jednak fakt, czy nie obeszłoby się bez krwi.- Powiedziała próbując zachować kamienną twarz.
-Tak? Czyli chcesz się wykrwawić, albo mieć do końca życia okrągłą bliznę na nodze? Chodź stawiam bardziej na to pierwsze. Zważając na fakt, że jakieś trzy centymetry wyżej i trafiłby cię w tętnice.- Wzdrygnęła się. –To jak, dalej będziesz się ze mną spierać czy pozwolisz mi działać?
-W porządku.- Powiedziała cicho. Było po niej widać zmęczenie. Rozgryzłem z powrotem nadgarstek (poprzednia rana już się zagoiła) i przybliżyłem go do ust Eleny. Zawahała się na chwile, jednak zaraz zaczęła sączyć życiodajny płyn.
-Grzeczna dziewczynka.- Pochwaliłem ją i pogładziłem po włosach. –Już wystarczy.- Posłusznie oderwała się ode mnie. Z powrotem chwyciłem do dłoni apteczkę. Wyciągnąłem wodę utlenioną i oblałem jej ranę, po czym chwyciłem bandaż i starannie owinąłem nim nogę Eleny. –Daje ci dwa dni i znowu będziesz skakać. A teraz tu oboje poczekacie, a ja coś załatwię.- Powiedziałem jak do dzieci.
-A mianowicie, co takiego?- Spytała zaciekawiona.
-Idę skręcić kark braciszkowi.- Rzuciłem jakby to było oczywiste. –Opiekuj się siostrą.- Dorzuciłem na obchodnego Jeremy’emu.
            Z powrotem wróciłem do baru. Stefan nic sobie nie zrobił z tego, co przed chwilą zaszło. Dalej bawił się dziewczynami i nawet nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Krew się we mnie zagotowała. Jak najciszej i najszybciej podbiegłem do niego. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia złapałem go od tyłu za głowę i z całej siły skręciłem kark. Jego towarzyszki pisnęły.
-Dlaczego to ja zawsze muszę po tobie sprzątać?- Rzuciłem do nieruszającego się ciała brata.
            Podszedłem do każdej z dziewczyn. Wymazałem im pamięć i kazałem iść do domu. Zajęło mi to niecałe pięć minut. Potem zarzuciłem braciszka na plecy jak worek na ziemniaki i wróciłem z nim na zaplecze.
-Poszło łatwiej niż myślałem.- Powiedziałem dumny z siebie.
-I, co masz zamiar z nim zrobić?- Zapytała słabym głosem Elena. Była zmęczona i obolała chodź próbowała to ukryć.
-To, co ostatnim razem, pamiętasz? Ty i Lexi go przetrzymywałyście i torturowałyście, a ja go uwolniłem i zabrałem na braterski wieczór. Jeżeli można to tak nazwać…
-Chciałabym pamiętać.- Powiedziała słabym głosem.
-Da się załatwić.- Wzruszyłem ramionami. –Zaraz wracam.- I w wampirzym tempie zaniosłem Stefana do bagażnika


Oczami Eleny:

            Ból nogi trochę zelżał, chodź dalej dawał o sobie znaki. Najbardziej bolało, gdy się poruszałam. Nie wyobrażam sobie w tym momencie stanąć na równe nogi. Spojrzałam na Jeremy’ego. Patrzył na mnie ze zmartwieniem. Starając się zachować zimną twarz delikatnie uśmiechnęłam się do niego. Pojawił się Damon. Już bez Stefana.
-To, co wracamy?- Kiwnęłam potwierdzająco głową.
-A ty braciszku?- Spytałam.
-Ja zostaję. Praca… Będę w domu po siódmej.
-Jakby coś to dzwoń.- Chciałam się podnieść z ziemi. Jednak ból skutecznie to uniemożliwiał, co nie umknęło uwadze wampira. Wziął mnie na ręce, a ja mocno objęłam go ramionami.
-Do mnie.- Dodał starszy Salvatore.
            Wyszliśmy na zewnątrz. Było jeszcze ciemno i strasznie zimno. Kurczowo chwyciłam się szyi Damona.
-Ej spokojnie, nie upuszczę cię.- Uspokoił mnie chłopak.
-Wiem.
-Ale…- Drążył.
-Co ale? Czy zawsze musi być jakieś, ale?
-Zwykle takowe znajdujesz.- Delikatnie wsadził mnie na przednie siedzenia auta. I sam po chwili usadowił się na miejscu kierowcy.
-Chyba masz racje.- Dodałam po dłuższym przemyśleniu. –A tak w ogóle to gdzie twój brat?- Zapytałam. Dopiero teraz do mnie dotarło, że nie ma go na tylnym siedzeniu.
-W bagażniku.- Uśmiechnął się. Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-To się nazywa komfort jazdy…- Podsumowałam. Resztę drogi jechaliśmy w milczeniu. Co jakiś czas patrzyłam na niego. Moją uwagę przyciągały jego niebieskie oczy. Miałam wrażenie, iż można by się w nich utopić. Tak leciały sekundy, minuty, aż w końcu zasnęłam.

            W pokoju siedziały dwie wersje mojej osoby. Moja młodsza - sprzed czterech lat oraz obecna. Obserwowałam je obie jakby z góry. Jakbym była duchem. Nie mogłam nic powiedzieć, zaśmiać się, krzyknąć. Obie postacie prowadziły ze sobą dialog.
-A, co jeśli tak naprawdę, zawsze kochałaś Damona?- Spytała starsza.
-To teraz masz okazję zmienić decyzje.- Odezwała się młodsza.
-Skąd będę wiedziała, że jest słuszna?
-Masz wymazane wspomnienia, ale czy jesteś pewna, że uczucia też?

            Nie obudziłam się. Spałam dalej, jednak już nic więcej nie śniłam.


Oczami Damona:

            Elana zasnęła, a ja zamiast do jej domu skierowałem się do pensjonatu. Chciałem zamknąć Stefka w piwnicy, przywiązać do krzesła, spuścić krew, nafaszerować werbeną i postarać się, aby jego człowieczeństwo wróciło.
            Stanąłem na podjeździe. Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę i nie mogąc się powstrzymać delikatnie pogłaskałem ją po policzku. Tak słodko spała. Nie chcąc jej niepotrzebnie budzić zostawiłem ją na chwilkę w samochodzie, a sam podszedłem do bagażnika wyciągnąć brata.
            Zaniosłem go tak jak planowałem - do piwnicy. Bardzo dokładnie przywiązałem do masywnego krzesła i spuściłem mu dość sporą ilość krwi. Chcąc go jeszcze bardziej osłabić wstrzyknąłem wysoko stężoną werbenę. Wychodząc dokładnie zamknąłem drzwi.
            Wróciłem do samochodu. Elena dalej spała w najlepsze. Uruchomiłem pojazd i skierowałem się do domu szatynki. Ciszę zapełniałem słuchając miarowego oddechu dziewczyny.
            Zatrzymałem się na podjeździe. Wysiadłem z auta i podszedłem po Elenę. Nie chcąc jej budzić delikatnie uniosłem ją i zaniosłem do jej pokoju.
Niestety wbrew moim staraniom obudziła się, gdy kładłem ją na łóżku. Zaspanym głosem szepnęła:
-Zostaniesz tutaj?- Delikatnie poklepała miejsce obok siebie. Zdziwiłem się, ale nie potrafiłem jej odmówić.
-Oczywiście.- Odpowiedziałem i położyłem się obok. Szatynka przysnęła się do mnie i delikatnie przytuliła. Po chwili znów usłyszałem jej miarowy oddech i również pozwoliłem sobie na sen.



A dzisiaj taki delenowski ;) Trochę go wymęczyłam, przez brak weny, ale ważne, że jest ;p Długością też nie zachwyca...ale nie miejcie pretensji. To przez kończące się wakacje...
Liczę na wasze szczere opinie w postaci komentarzy ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 9


Oczami Eleny:

            Doszliśmy już pod dom. Zapukałam cicho do drzwi. Po krótkiej chwili otworzył nam Alaric.
-Elena coś się stało?- Jego spojrzenie natrafiło na mojego towarzysza. –Damon?
-We własnej osobie.- Rzucił i uściskał Rica.
            Weszliśmy do salonu. Nic się tutaj nie zmieniło. Na stolikach stały wesołe fotografie, na półkach poustawiane książki, a w oknach wisiały te same firanki. Nic nie wskazywałoby na to, że w mieszkaniu mieszka łowca wampirów, gdyby nie drewniana skrzynia z bronią stojąca w rogu pokoju.
-Więc, co was sprowadza?- Zapytał Saltzman nalewając do szklanek Burbona.
-Komplikacje.- Odrzekł krótko Damon biorąc szklankę do ręki. Alaric spojrzał na mnie, jakby wiedział, że od Salvatore niczego innego się nie dowie.
-Ogólnie to chciałam wprowadzić się tutaj na kilka dni. Nie na długo. Myślę, że do czasu, aż Damon przywróci mi pamięć.
-Nie ma sprawy, to twój dom.- Stwierdził.- Mam wrażenie jednak, że chodzi o coś jeszcze.
-Cóż, tak jakby, Katherine znów się uwzięła. –Powiedziałam cicho.
-Damy sobie rade. Jak zawsze. Zastanawia mnie jednak fakt, dlaczego nie chcesz zamieszkać w pensjonacie? Tam byłabyś bezpieczniejsza.- Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Ach… Zerwałam ze Stefanem.- W tym czasie Damon, który pił whisky, zakrztusił się.
-Co proszę?- Alaric wydawał się równie zaskoczony.
-Od dawna nam się nie układało.- Wzruszyłam ramionami. –Nie było sensu dalej tego ciągnąć.
-Coś ty jej zrobił?- Łowca zwrócił się do wampira.
-Ja nic, nie miałem pojęcia, że nie są już razem.
-Hej! Możecie nie mówić tak jakby mnie tu nie było?- Zirytowałam się.
-Domyślam się, że nie chcesz widzieć Stefana na oczy.- Stwierdził Ric.
-Owszem. To chyba nie jest takie dziwne.
-Nie jest, ale oznacza, że to ja będę twoim ochroniarzem dwadzieścia cztery godziny na dobę.- Powiedział Damon.
-Nie potrzebuję niańki.- Oburzyłam się. –Sama świetnie sobie poradzę.
-On ma rację Eleno, choć niechętnie to przyznaję. To, co przyjacielu, zadowolisz się kanapą?
-Wolałbym łóżko z baldachimem, ale na upartego kanapa wystarczy. Skoro mowa o spaniu. To Eleno raz, dwa myć się i spać! Jeżeli zechcesz to przeczytam ci bajeczkę na dobranoc.- Spojrzałam na zegarek i rzeczywiście zrobiło się późno.
-Wyjątkowo zrobię wyjątek i cię posłucham, ale bajeczkę sobie odpuszczę.- Wstałam z fotela.
-Grzeczna dziewczynka.- Rzucił Damon, a ja wystawiłam mu język.


Oczami Stefana:

            Był już środek nocy, a ja w klubie, otoczony przez grono kobiet, bawiłem się na całego. Boże, jak dawno nie piłem świeżej, ludzkiej krwi. Życiodajny płyn rozchodził się po moim organizmie, dając mi niesamowitą siłę. Tęskniłem za tym i to bardzo.
            Razem z dziewczynami weszliśmy do najpopularniejszego baru w całej okolicy, a mianowicie do Mystic Grill. To miejsce spotkań lokalnej młodzieży. Znaleźliśmy wolny stolik i usiedliśmy czekając na kelnera. Podszedł do nas po paru chwilach. Jak się okazało dzisiaj nockę miał Jeremy, brat mojej byłej.
-Stefan?- Zapytał zdziwiony. –Co podać?- Dodał już profesjonalnie.
-A jak myślisz? Szybciutko po najlepszego szampana dla mnie i moich pań.- Powiedziałem i wgryzłem się w szyję najbliżej siedzącej z dam.


Oczami Jeremy’ego:

            Odszedłem od stolika, przy którym siedział Stefan z dziewczynami. Przestraszyłem się, nie na żarty. Mimo iż był środek nocy zadzwoniłem do mojej siostry.
Odebrała po czterech sygnałach.
-Co jest Jeremy?- Zapytała zaspanym głosem.
-Eleno, co się dzieje?
-A, co ma się dziać?- Mówiąc to ziewnęła.
-Stefan jest w Grillu z jakimiś dziewczynami. Pije ich krew i stawia im alkohol. Coś musi być na rzeczy.
-Posłuchaj, podawaj mu to, co ci karze, a nic ci się nie stanie. Ja zaraz będę.- Powiedziała w pełni przytomnym głosem.
-Nie ma sprawy.- Odpowiedziałem i rozłączyłem się.


Oczami Eleny:

            Jeremy rozłączył się, a ja wyskoczyłam po cichu z łóżka. Przestraszyłam się. Co Stefan kombinował? Nie mam pojęcia. Teraz najważniejsze było życie mojego brata. Podbiegłam do szafy w nadziei, że znajdę tam coś, w czym mogłabym pokazać się publicznie. Ostatecznie włożyłam jeansy i czarną koszulkę. Włosy związałam w kitkę, a makijaż, ze względy na brak czasu, odpuściłam.
Zbiegłam na dół i ni z tego, ni z owego zostałam przytwierdzona to ściany.
-A panienka, dokąd się wybiera?- Zapytał Damon. No pięknie…
-Jeżeli ci powiem to mnie puścisz?
-Może…
-To tak, czy nie? Posłuchaj nie mam czasu.
-Czyżby to sprawa życia i śmierci?- Prychnął.
-Owszem. Twój brat urządza sobie libacje w Grillu z jakimiś dziewczynami. Najprawdopodobniej wyłączył człowieczeństwo, a na dobór złego Jeremy ma dzisiaj nockę. Więc jak będzie?
-Nie mogłaś tak od razu?- Wypuścił mnie.
-Dziękuje.- Podeszłam do wieszaka i ściągnęłam po jego kurtkę.
-To moje.- Oburzył się.
-Jakbym nie wiedziała. Nie mam tutaj ciepłych rzeczy, a tobie raczej nie będzie potrzebna.- Założyłam skórę. Spojrzałam na niego. Był całkowicie ubrany, wliczając w to buty. Pewnie, dlatego że usłyszał jak krzątam się u góry. Odwróciłam wzrok i otworzyłam drzwi. Poszedł za mną. –A ty gdzie?
-Samej cię nie puszcze, ale nie martw się kurtki ci nie zabiorę.– Dodał złośliwie. –Jedziemy autem? –Wskazał na czarny samochód stojący na podjeździe. Ten sam, co w moich snach. Skinęłam potakująco głową.
-Skąd on się tutaj wziął?- Zapytałam.
-Gdy poszłaś spać pobiegłem po swoje rzeczy i auto.- Wyjaśnił.
            Weszliśmy do pojazdu. Z napływu emocji cała się trzęsłam. Bardzo bałam się o brata. Nie umknęło to uwadze wampira.
-Ej… Spokojnie. Nic Jeremy’emu się nie stanie.- Powiedział uspokajająco.
-Przepraszam, nie mogę się opanować. Możemy jechać szybciej?- Popędzałam go.
-Jedziemy w mieście sto-dwudziestką, przy ograniczeniu do pięćdziesięciu. Jesteś pewna, że tego chcesz? Poza tym jesteśmy już prawie na miejscu. Zadzwoń do brata i poproś go żeby otworzył nam tylne wejście.- Kiwnęłam głową. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer. Odebrał po sygnale.
-Elena, co jest?
-Otwórz nam proszę tylne wejście. Wjeżdżamy na parking.- Starałam się mówić spokojnym głosem.
-Nie ma sprawy. Nam, wjeżdżamy. Z kim jesteś?- Zapytał podejrzliwie.
-Z Damonem. Zaraz będziemy.- Powiedziałam i rozłączyłam się. Wzięłam głęboki wdech, gdy stawaliśmy.
-Istnieje możliwość, że jeżeli cię poproszę zostaniesz w aucie?- Spytał z nadzieją.
-Nie.- Otworzyłam drzwiczki pojazdu i wysiadłam.
-Tak myślałem.- Burknął w drodze do baru.
-To, po co się pytałeś?
-Zawszę mogę mieć nadzieję.
-Nadzieja matką głupich.
-Znasz mnie dopiero od paru godzin, a już mnie wyzywasz?- Puściłam tą uwagę mimo uszu.
            Zobaczyłam Jeremy’ego wypatrującego nas. Od razu puściłam się biegiem, aby uściskać braciszka.
-Jeremy, nic ci nie jest? Tak się bałam.
-Mi nic, ale nie wiem czy to jest dobry pomysł żebyś oglądała, co dzieje się w środku.- Mruknął, gdy oderwałam się od niego.
-Ktoś go musi powstrzymać.- Rzekłam cicho.
-Przecież ja tu jestem.- Stwierdził Damon.
-W końcu do czegoś się przyda.- Powiedział złośliwie mój braciszek.
-Młody nie przeginaj, bo ci kark skręcę. Dalej masz pierścień Gilbertów?
-Możecie skończyć? Damon wchodzisz tam ze mną czy mam iść sama?
-Wiesz, że idę.
-Więc w drogę.
Weszliśmy na zaplecze. Panował tu lekki nieład, chodź dawało się swobodnie poruszać. Pod ścianami ustawione były pudła, zwinięte kable oraz skrzynie na alkohol. Podeszłam do drzwi, za którymi znajdowało się centrum spotkań. Uchyliłam je lekko. To, co zobaczyłam było jak sztylet wbity prosto w serce. Otóż Stefan zabawiał się z dziewczynami, które nieświadome zagrożenia spełniały każdą jego zachciankę. Każda z nich miała na szyi ślady ugryzienia. Poczułam, iż ktoś delikatnie odsuwa mnie od drzwi.
-Jesteś pewna, że chcesz tam iść?- Zapytał zmartwionym głosem Damon. –On teraz jest zdolny do wszystkiego. Dosłownie.
-Tak, chce.- I nie czekając na odpowiedz weszłam do środka. Młodszy Salvatore nawet nie zwrócił na mnie uwagi, więc powiedziałam głośno: -Witaj Stefanie!
-Ooo! Moja ex i braciszek! Jak miło was widzieć.- Powitał nas milutkim tonem. –Może dołączycie?
-Daruj sobie.- Odezwał się Damon. –Nie musi tak być, dobrze wiesz.
-Jak być?- Udawał, że nie rozumie.
-Stefanie, masz przyjaciół, brata, którym na tobie zależy.- Odezwałam się.
-Ale mi na nich nie.- Uśmiechał się głupio.
-Nie wierzę…-Ciągnęłam dalej.
-Ale tak jest.- W tym momencie wziął do ręki pustą butelkę po szampanie. Uderzył nią o stół tak, że jej dół rozbryzgał się na kawałeczki. W jego dłoni pozostała tylko jej górna część. Spojrzał na nią z uśmiechem. –Wiesz, co? Udowodnię ci.- I wbił mi ją mocno w nogę. Damon zaskoczony złapał mnie przed upadkiem.
-Jesteś idiotą.- Powiedział tylko i wyniósł mą osobę na zaplecze. Nie spodziewał się takiego zagrania ze strony brata. Zresztą ja też nie.


Dzisiaj z serdecznymi życzeniami dla jednej z czytelniczek, która ma urodziny ;) Wszystkiego najlepszego.
A co do rozdziału... Jest dłuższy niż zwykle. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę o szczere opinie w postaci komentarzy. ;D
Pozdrawiam ;)
 

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 8


Oczami Eleny:

-O mnie mówicie gołąbeczki?- Usłyszałam drwiący głoś Katherine. Nim się obejrzałam Damon stanął przede mną, tak jakby chciał zasłonić mnie własnym ciałem.
-Czego chcesz?- Zapytał znudzonym tonem.
-Jakbyś nie wiedział…
-Chcesz popełnić samobójstwo i szukasz widowni?- Zakpił.
-Chcę pozbyć się problemu.- Powiedziała jakby to było oczywiste.
-Jedynym problemem jesteś tu tylko i wyłącznie ty. Przyzwyczaj się wreszcie do tego. To przykre, cały czas się ukrywać, niszcząc życie innych, bez przyjaciół...- Udawał troskę.
-Poprawka z przyjaciółmi, których sama sobie zahipnotyzowałaś.- Odezwałam się po raz pierwszy. Oczy obojga powędrowały na mnie. –Jak tam twoje porachunki z Klausem? Sądzisz, że będzie zadowolony, gdy dowie się o naszym dzisiejszym spotkaniu?
-Pierwotny nie potrzebuje już hybryd.- Wycedziła przez zęby.
-Może i nie, ale nie zapominaj o Caroline. Jedno jej słowo i już po tobie.- Uśmiechnęłam się słodko. –Hybryda zrobi wszystko, aby jego ukochana była szczęśliwa.
-Tak jak dla ciebie bracia Salvatore? Gdybym wiedziała, że znowu zaczniesz się nimi bawić przyjechałabym dużo wcześniej. To zabawne. Miałam cię zabić, ale chyba najpierw poobserwuje. Pośmieje się i trochę rozerwę. A gdy już zacznie mi się to nudzić zabiję kogoś z twoich bliskich. Myślę, że to rozkręci akcje.- Teraz to ona się uśmiechała. Zatkało mnie.
-Nikogo nie skrzywdzisz. Jeżeli to zrobisz zemszczę się. Nie trudno cię znaleźć.
-Gdybyś chciał mnie zabić, zrobiłbyś to już wcześniej.
-Skąd wiesz, że tego nie planowałem? Chciałem tylko trafić na odpowiedni moment, żeby było tak epicko.- Uniósł jeden kącik ust i znacząco poruszył brwiami.
-Mam swoje źródła.- Odpowiedziała tylko i znikła w ciemności.
            Staliśmy skamieniali w miejscu przez parę sekund. W uszach bębniły mi słowa Katherine. Bawiłam się braćmi? Brzmiało to niemożliwie a jednak znajomo. Ciszę przerwał Damon.
-Wszystko w porządku?- Zapytał z troską. Spojrzałam głęboko w jego błękitne oczy.
-Tak, ale czy to prawda? To, co mówiła Katherine…


Oczami Stefana:

            Wyszedłem zaraz za Eleną, jednak nie chciałem jej spotkać, więc skierowałem się od razu do pensjonatu. Targały mną niechciane emocje, a gdyby tak wszystkie je wyłączyć. Dlaczego nie? Widziałem jak moja była dziewczyna patrzyła na Damona. Jakby był jednym z siedmiu cudów świata. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie obdarowała takim spojrzeniem. Nie chcę tego czuć. Wyłączyłem uczucia i udałem się do klubu.


Oczami Caroline:

            Stefan wyszedł, nawet bez pożegnania. Był zły, ale zasłużył sobie na to. Czekałam na Bonnie. Wróciła po chwili.
-Rozmawiałam z Damonem, jak można to tak nazwać. Ja mówiłam, on chyba słuchał.
-I?- Zapytałam jakoś średnio mnie to obchodziło.
-Powiedziałam mu to, co myślę, co widziałam i że moim zdaniem Elena go kocha. A po tym jak wyszła kazałam mu za nią iść. Właśnie, dlaczego była taka wkurzona?
-Zerwała ze Stefanem, była na niego wściekła… Kazała ci przekazać, że na nas nie jest zła.- Teraz doszło do mnie, co powiedziała czarownica.- Powiedziałaś Damonowi, że Elena go kocha? Dlaczego?
-Nie widziałaś jak ona na niego patrzyła? Jak w obrazek.- Odpowiedziała. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. –Wiem, też go nie lubię.
-Nie o to chodzi. Myślisz, że z powodu starszego Salvatore, zerwała ze Stefanem?
-Nie wiem. Możliwe. Chociaż między nimi już od dawna coś się psuło i myślę, iż ona tylko czekała na jakąś wymówkę, aby zakończyć ten związek.- Stwierdziła cicho Bonnie. –No nic. Poczekamy, zobaczymy.


Oczami Damona:

-Wszystko w porządku?- Zapytałem z troską. Zamyśliła się na chwilę, ale zaraz odpowiedziała.
-Tak, ale czy to prawda? To, co mówiła Katherine…- Zamyśliłem się chwilę.
-Nie.- Odpowiedziałem, mając nadzieję, że nie będzie dalej drążyć tego tematu. Myliłem się.
-Ale…
-Posłuchaj, Katherine jest podłą manipulatorką. Wszystko, co mówi ma albo drugie dno, albo po prostu jest kłamstwem. Ufasz mi?- Spytałem nagle. Spoważniała.
-Tak.- Powiedziała w pełni szczerze. Złapałem ją pod brodę, aby spojrzała mi w oczy.
-Nigdy się nami nie bawiłaś. Nie chciałaś nas skrzywdzić. Zawsze byłaś szczera. A ja wiedziałem, na czym stoję.- Nic nie odpowiedziała. Po prostu mocno mnie przytuliła. Zaskoczony osłupiałem, jednak szybko ją objąłem. -Wracajmy. Późno już.- Kiwnęła głową.
            Szliśmy w milczeniu już dłuższy czas. Nie była to krępująca cisza. Co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie i posyłaliśmy sobie uśmiechy.
-Dziękuję.- Usłyszałem nagle.
-Za, co?
-Za to, co powiedziałeś.- Uśmiechnęła się blado.
-Do usług. Alaric dalej mieszka u was w domu?- Zapytałem z nadzieją.
-Owszem. Znacie się?- Spytała z nieskrywaną ciekawością.
-Jesteśmy przyjaciółmi. Gdy nie było mnie w mieście to on zdawał mi relacje, co u ciebie.- Wzruszyłem ramionami. –Dawno go nie widziałem.
-Zobaczysz go dzisiaj.
-Miałem nadzieję, że to usłyszę.- Zaśmialiśmy się.
Nim się zorientowałem byliśmy już pod domem Eleny. Zapukała do drzwi. Po chwili otworzył nam Ric.
-Elena coś się stało?- Po chwili jego spojrzenie natrafiło na mnie. –Damon?
-We własnej osobie.- Rzuciłem i uściskałem kumpla.
 

Wiem króciutkie i zdaję sobie sprawę, iż z tego powodu będziecie niezadowoleni. Chciałam jednak dodać rozdział dzisiaj, ponieważ istnieje możliwość, że jutro mnie nie będzie, ale to nie jest powiedziane na 100%. Mimo wszystko mam nadzieję, iż coś się zmieni i dam radę cokolwiek napisać. Pozdrawiam wszystkich czytelników i życzę przyjemnej aczkolwiek krótkiej lektury.

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 7


Oczami Eleny:

            Siedziałam w ciszy już dłuższy czas. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Co wiedzą o Damonie? Skąd go znają? Co z nim wspólnego ma Stefan? Jednak nie znalazłam w sobie odwagi, aby zadać którekolwiek z nich moim przyjaciółkom. One też się nie odzywały, ale mimo to widziałam po ich twarzach, że są zdenerwowane. Tylko, czym? Z sekundy, na sekundę atmosfera w pokoju robiła się coraz gęstsza. W końcu nie wytrzymałam.
-Możecie mi wreszcie wszystko wytłumaczyć?- Zapytałam prawie krzycząc.
-Zaraz przyjdą… - Caro nie dokończyła, ponieważ rozległo się pukanie do drzwi.
Bonnie podniosła się z łóżka i poszła otworzyć. W progu stał Damon.
-Wejdź Damonie.- Powiedziała poważnym tonem czarownica. Wampir spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-No proszę, wiedźma nam wydoroślała.- Stwierdził kpiąco. Rozejrzał się po pokoju, aż natrafił wzrokiem Caroline. Już chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu dość do głosu.
-Skąd wiesz, że jest czarownicą?- Rzuciłam.
-I ona naprawdę coś podejrzewa?- Zwrócił się do dziewczyn. Sądząc po jego minie nie wierzył.
-Owszem, a ty masz jej wszystko wyjaśnić.- Powiedziała Forbes tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-A jeżeli nie to, co?- Zaczął się droczyć.
-Nie chcesz mieć w niej wroga.- Bonnie spojrzała na niego znacząco.
-I tak mnie nie pamięta, więc co to za różnica?
-Czyli mnie zahipnotyzowałeś.- To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. –Kiedy? Dlaczego?
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wbiegł Stefan, krzycząc:
-Nic jej nie mów!
-O mój młodszy braciszek.- Co proszę? Oni są ze sobą spokrewnieni? Przecież to jest niemożliwe. Nawet nie są do siebie podobni. -Tak się zastanawiałem gdzie się podziewasz. Coś marnie wyglądasz. Wiewiórki zaczęły strajkować?- Zakpił z uśmiechem na ustach.
-Zaraz to wy jesteście rodzeństwem?
-Tak wyszło. Rodziny się nie wybiera.- Damon wzruszył ramionami.
-A ty o wszystkim wiedziałeś?- Zwróciłam się wściekła do Stefana.
-To był jego pomysł.- Powiedział starszy Salvatore. –Ten, którego nie wybrałaś miał wyjechać. Wymazać ci pamięć i nigdy nie wracać.
-Ale ty wróciłeś.- Zauważyłam. –Przez Katherine, prawda?- Kiwnął potwierdzająco głową. –Powiedz mi jeszcze jedną rzecz.
-Jaką?
-Kochałam cię?- Zapytałam lekko skrępowana. Wampir odwrócił wzrok.
-Nie mam pojęcia. Jako jedyna widziałaś we mnie dobro, ale co do mnie czułaś… Sam bym chciał to wiedzieć.- Stwierdził prawie szeptem.
-Ale on cię kochał.- Niespodziewanie odezwała się Bonnie. -I kocha dalej. Zrobiłby dla ciebie wszystko. Żebyś tylko była szczęśliwa. Właśnie, dlatego wyjechał i wymazał ci pamięć. Wiedział, że inaczej będziesz tęsknić. A jak można tęsknić za kimś, kogo się nie pamięta?- Powiedziała Bonnie patrząc mi prosto w oczy. –Nie wierze, że trzymam jego stronę.- To było już bardziej do siebie niż do mnie.
-To prawda?- Zapytałam zszokowana.
-To nie ma znaczenia.- Spojrzałam na niego pytająco. –Bo to i tak zawsze będzie Stefan.- Znałam te słowa i to bardzo dobrze. Wycofał się do drzwi.
-Chcę odzyskać wspomnienia.- Krzyknęłam za nim, ale jego już nie było.
-Zaraz wracam.- Powiedziała wiedźma i wyszła. Zostałam sama razem z Caroline i Stefanem.


Oczami Bonnie:

            Wybiegłam za Damonem. Elena musiała znać całą prawdę, musiała pamiętać. Zobaczyłam wampira karmiącego się na jakiejś blondynce. Czy on się kiedyś zmieni? Magią odsunęłam od niego dziewczynę.
-Co do…?- Nie dokończył, ponieważ zauważył mnie. –Czego znowu?
-Trochę milej, by się przydało. Chciałam porozmawiać.- Wiedząc jak zareaguje zamknęłam go w nadnaturalnej klatce.
-Ale ja nie.- Odpowiedział. Odwrócił się, zrobił trzy kroki i odbił się od niewidzialnej ściany.
-Będziesz musiał.- Wzruszyłam ramionami. –Przynajmniej mnie wysłuchaj.
-A mam inne wyjście?
-Nie masz, a teraz słuchaj.- Spojrzałam mu głęboko w oczy. –Wiesz, że dla Eleny zrobię wszystko. Nie lubię cię, ale ona wręcz przeciwnie. –Po jego minie widać było, że mi nie uwierzył. -Wymazując jej pamięć, zabrałeś jej jakąś część siebie. Nie pamiętała twojej osoby, jednak zmieniła się. Rzadko śmiała, nie żartowała, ani nie była tak pogodna jak kiedyś. Oddaliła się od Stefana. I nagle znowu spotkała ciebie. Nie mam pojęcia, co jej mówiłeś, ale ona znów stała się taka jak kiedyś. Za taką Eleną tęskniliśmy. Najdziwniejsze jest to, że ona ci ufa i patrzy na ciebie tym wzrokiem. Damonie ja myślę, iż ona cię kocha. Wymazałeś jej wspomnienia, ale nie uczucia. Proszę, zwróć jej to, co zabrałeś.- Zatkało go. Jego twarz była mieszaniną emocji. Zdziwienia, niedowarzenia oraz nadziei. Nagle ktoś trzasnął drzwiami naszego pokoju. Wybiegła z niego Elena. Na twarzy miała wymalowaną wściekłość. –A teraz leć za nią.- I już go nie było.


Oczami Eleny:

            Zostałam w pokoju ze swoim chłopakiem i Caroline.
-Stefanie, masz mi coś do powiedzenia?- Zapytałam wściekła. –Czy to wszystko, co mówił Damon było prawdą?
-Nie powinnaś o tym wiedzieć.- Powiedział tylko. Nie mogłam z jego twarzy odczytać żadnych uczuć.
-Jak to nie powinnam? Przecież to moje wspomnienia, które tak bezczelnie mi odebraliście.
-Chciałem, żebyś była szczęśliwa.
-Zabierając mi część siebie? Czy według ciebie to jest szczęście? Życie w nieświadomości?
-Byłaś świadoma wszystkiego.
-Oczywiście. Bo ja pamiętałam, że masz brata, że prawdopodobnie coś do niego czułam, że mu ufałam… Posłuchaj, okłamywałeś mnie przez…- Tu spojrzałam na Caroline. Siedziała ze spuszczoną głową na łóżku.
-Cztery lata.- Powiedziała prawie szeptem.
-Cztery lata.- Powtórzyłam po niej. –Ja tak dłużej nie mogę. Nie mogę z tobą być Stefanie. Nie po tym.– Nie odezwał się. Zwróciłam się do przyjaciółki. –Caro, ja nie jestem na ciebie zła, na Bonnie też nie. Powiedz jej to. Ale muszę wszystko przemyśleć i na jakiś czas zamieszkam gdzie indziej.
-Rozumiem. Zadzwonisz?- Spytała z nadzieją.
-Oczywiście.- Odpowiedziałam uśmiechając się delikatnie. Odpowiedziała mi tym samym. –A co do ciebie Stefanie, zawiodłam się na tobie. Cześć, Caro. – Powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami. Nie rozglądając się opuściłam akademik i skierowałam się w kierunku lasu. To była najkrótsza droga do mojego domu.


Oczami Damona:

            Byłem bardzo zaskoczony słowami czarownicy. Nigdy nie pomyślałbym, że to chociażby pomyśle, ale zaimponowała mi. Jeszcze jedna niewiarygodna sprawa: byłem jej wdzięczny. Ciekawe, kiedy mi podpadnie.
Szedłem w krok, w krok za Eleną. Chciałem, aby bezpiecznie dostała się do domu. Dzielnie pokonywała trasę, jednak w pewnym momencie nie zauważyła wystającego korzenia. Przewróciłaby się gdybym w ostatniej chwili jej nie złapał.
-Dziękuję.- Wymamrotała. Była cała zimna. No tak, jesień plus wieczór, a ona miała na sobie tylko i wyłącznie cieniutką koronkową sukienkę. Zdjąłem z siebie skórzaną kurtkę i założyłem jej na ramiona. Jednak zamiast podziękowań usłyszałem: -Nie musisz tego robić.- Nie wiedziałem, o co jej chodzi.
-Czego robić?- Zapytałem.
-Być dżentelmenem.- Odparła. –Dlaczego za mną idziesz? Chcesz znów wymazać mi pamięć i zniknąć?- Mówiąc to miała łzy w oczach.
-Nie będę cię hipnotyzować. Chciałem zawrzeć układ.– Spojrzała na mnie pytająco. –Chciałaś odzyskać wspomnienia?- Potwierdziła skinieniem głowy. –Jestem skłonny to zrobić. Tylko po pierwsze musisz pozbyć się werbeny z krwi, co potrwa około tygodnia. W tym czasie będziesz nosić werbenę przy sobie. W kieszeni, czy gdzie tam chcesz. A po drugie dasz się teraz bezpiecznie odprowadzić do domu.
-Zgoda, ale dlaczego? Sama dam sobie radę.- Jej brązowe oczy prześwietlały mnie na wylot.
-Wiesz, że Katherine na ciebie poluje?- Zapytałem i właśnie w tym momencie za drzew wyłoniła się ciemna postać.
-O mnie mówicie gołąbeczki?

I oto jest: następny rozdał. Przyjemnie mi się go pisało, wiec myślę, że nie jest taki najgorszy. Zresztą oceńcie sami. Dziękuję wszystkim czytelnikom i pozdrawiam ;)

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 6

Oczami Eleny:

            Wróciłam do akademiku, ale myślami wciąż byłam w barze z Damonem. Intrygowała mnie jego osoba. Przyciągał mnie do siebie. Jego wygląd, charakter i te niebieskie oczy, w których można było utonąć. Mimo, że byłam pewna, iż coś ukrywa nie potrafiłam o nim myśleć negatywnym aspekcie.
Otworzyłam drzwi naszego pokoju i rozejrzałam się. Bonnie czytała jakąś starą księgę, zapewne czarów, a Caroline leżała z laptopem na kolanach. Żadna nawet nie zadała sobie trudu żeby sprawdzić, kto wszedł.
-Cześć dziewczyny.- Przywitałam się. –Jak wam minęło popołudnie?
-A bardzo dobrze.- Bonnie oderwała się od lektury. –Jeremy kazał cię pozdrowić.
-Co tam u niego?- Zapytałam.
-Wszystko w porządku. Wybiera się na te same studia, co my. Nacisk Alarica.- Prychnęłam. Cały łowca. -Musisz mu przybliżyć pozytywne aspekty bycia biednym studentem.- Kontynuowała czarownica.
-Niech się cieszy, odziedziczy po nas notatki i sam nie będzie musiał ich pisać. W tym czasie popracuje i może będzie majętnym studentem? A zarobioną kasą podzieli się z siostrą.- Wybuchnęłyśmy śmiechem
-O już masz pierwszy argument. Tylko ani mru mru Alaricowi.- Tym razem odezwała się Caroline.
-A właśnie jak tam spotkanie z Klausem?- Zapytałam. Wampirzyca spoważniała.
-Zgadnij, kto jest w mieście i na ciebie poluje?
-Chyba się domyślam… Katherine.
-Otóż to.
-Nie wydajesz się zaskoczona.- Stwierdziła Bonnie.
-Bo nie jestem. Poluje na mnie od pięciu lat? Dobrze liczę?
-Chyba tak. Jak nie od sześciu. W każdym razie musisz na siebie uważać.- Powiedziała Caro.
-Ty i te twoje dobre rady.- Zaśmiałam się.
-Masz dobry humor widzę. Spotkałaś kogoś fascynującego?- Spytała czarownica.
-A ty, co zaczęłaś w myślach czytać?- Prychnęłam. –I owszem, poznałam.
-Nie zapominaj, że jesteś ze Stefanem.- Pouczyła mnie, Caroline.
-Nie zapominam.- Powiedziałam pewnie. –Poznałam potencjalnego przyjaciela i tyle. Nawet nie wiem czy go polubiłam. Wydawał się miły, ale… Nieważne.
-Ważne. Powiedz.- Przymuszała mnie Bonnie.
-No dobrze...- W końcu, komu miałam się wyżalić, jak nie przyjaciółkom? –Może zacznę od początku. Od paru lat, co noc śni mi się droga. Czekam tam na czarny samochód, który z piskiem opon staje przede mną. Ze środka wychodzi mężczyzna. Do tej pory nie odzywał się do mnie ani słowem, ale dzisiejszej nocy to się zmieniło.- Spojrzałam na dziewczyny. Patrzyły na mnie zdziwione, a w oczach mogłam zobaczyć przebłysk przerażenia.
-I, co powiedział?- Spytała się Bonnie.
-Nareszcie się spotkamy. Wiem, że to dziwne.
-I spotkałaś go dzisiaj.- To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie, ale i tak kiwnęłam potwierdzająco głową. -Dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej?
-A, co miałam powiedzieć? Że codziennie śni mi się ten sam sen? Przecież to się do psychiatryka nadaje. Albo dzisiaj, przychodzę i beztroskim tonem mam wam oznajmić: wiecie, spotkałam faceta z moich snów. Przecież to nawet brzmi niedorzecznie.
-Jakby na to spojrzeć z perspektywy Eleny, też bym nic nie powiedziała.- Stwierdziła Caroline.
-No właśnie. To kontynuuje. Więc siadam dzisiaj przy barze. Odwracam głowę i widzę jak jakiś wampir wysysa krew dziewczynie. Wyjęłam z kieszeni aerozol z werbeną szturchnęłam go, coś powiedziałam i chciałam oblać. Na chęciach się skończyło.-Odpowiedziały mi pytające spojrzenia przyjaciółek.- Spryskiwacz się zepsuł. –Wyjaśniłam. –W każdym razie odwrócił się i zobaczyłam tego mężczyznę ze snów. To może i byłby zbieg okoliczności, ale on pod wpływem zaskoczenia wypowiedział moje imię. Jak go o to spytałam zaczął się zasłaniać Katherine. Znowu coś zaczęło mi nie pasować, ponieważ ludzie, którzy znają Pierce, a mnie nie, nazywają moją osobę jej imieniem. –Wyjaśniłam. –To jeszcze nie wszystko. Od poniedziałku zaczyna studia i tak się składa, że na tym samym roku i kierunku, co my. Ma na imię…-Nie pozwolono mi skończyć.
-Damon.- Dokończyły za mnie.
-A wy skąd to wiecie?- Całkowicie zbiły mnie z tropu. Popatrzyły po sobie.
-Niech ci ten idiota sam wyjaśni.- Powiedziała Caro. –Ja już mam dość tych kłamstw. Napisałam do niego. Pewnie już jest w drodze.
-Do Stefana lepiej też napisz.- Stwierdziła Bonnie. –To jego również dotyczy.
-Wiem. Już go poinformowałam. Boję się, że sobie karki połamią…- Teraz już kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi.


Oczami Damona:

            Leżę sobie wygodnie na mięciutkim materacyku w hotelu, popijając Burbona i myśląc o Elenie. Aż tu nagle z zamyśleń wyrwał mnie sygnał SMS-a. Leniwie podniosłem się z łóżka i sięgnąłem po telefon. Spojrzałem na wyświetlacz: Blondi. Czego ona do cholery znowu chce? Odczytałem wiadomość:

Przyjedź tu natychmiast.
Elena się wszystkiego domyśla,
A my nie mamy zamiaru dalej jej okłamywać.
Akademik pokój numer 72.

            Nie czekając ani sekundy dłużej zerwałem się na równe nogi. Chwyciłem moją ulubioną skórzaną kurtkę i w wampirzym tempie wybiegłem z hotelu, kierując się w stronę akademików.
W tym momencie nie wiem, co czułem. Strach, ciekawość, podekscytowanie to na pewno. I ulgę. Było tak jakby ktoś ściągnął z mojej piersi ogromny ciężar.
Chwilę później stałem już pod pokojem numer 72. Zapukałem i zaczekałem, aż ktoś zaprosi mnie do środka.
           

Oczami Stefana:

            Od dłuższego czasu nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Najpierw Katherine, potem Damon. Czy ten dzień nie mógłby być piękniejszy? Pomyślałem z sarkazmem i właśnie w tym momencie usłyszałem mój telefon. Wiadomość od Caroline. Nie czekając długo odczytałem ją.

Wiem, że nie będziesz z tego powodu szczęśliwy,
Ale Elena zaczęła coś podejrzewać w związku z Damonem.
Ja z Bonnie nie potrafimy jej już dłużej okłamywać,
Więc zaprosiłyśmy twojego brata do nas.
Ma jej wszystko wyjaśnić.

            Że co proszę? Wpatrywałem się w SMS-a przez kilka sekund, czekając, aż sens tych słów dotrze do mojej głowy. Gdy tak się stało, puściłem się biegiem w kierunku akademiku. 


Taki króciutki, za co przepraszam :P mimo to mam nadzieję,  że się podoba. Czekam na wasze komentarze i pozdrawiam ;)