niedziela, 20 października 2013

Rozdział 17


Oczami Damona:

            Przed moimi oczami odgrywała się tak nieprawdopodobna scenka, że aż mnie zamurowało.
            I wcale nie chodziło mi o to, że Stefan pije krew człowieka, do tego prosto z żyły, tylko o to, z kim to robi. Nawet ja nie posunąłbym się tak nisko. Otóż z moim braciszkiem urzędował nie, kto inny, jak panna Pierce. We własnej osobie.
-To, co robimy?- Z zamyślenia wyrwał mnie głos Eleny.
-Poskręcamy parę karków- Wzruszyłem ramionami. Dziewczyna wlepiła we mnie niedowierzające spojrzenie.
-A tak na serio?
-Mówię serio- Udałem oburzenie.
-I masz zamiar to zrobić, przy tych ludziach?- Uniosła brwi do góry.
-Wszyscy tutaj są zahipnotyzowani. Inaczej już dawno ktoś zareagowałby na tą scenkę- Teatralnie machnąłem ręką, ukazując zgromadzonych.
Niespodziewanie, jak na potwierdzenie moich słów, podszedł do nas ochroniarz. Był łysy, wielki i umięśniony. Na dodatek poruszał się na sposób tak zwanego „wożenia”. Normalny człowiek przestraszałby się.
-Państwa nie powinno tutaj być- Powiedział znudzonym głosem.
-A nie mówiłem?- Zwróciłem się do Eleny. –Widzi pan, jakoś nie mamy zamiaru stąd wyjść- Ochroniarz popatrzył na mnie jak na wariata.
-Ale ja się nie pytam, czy ma pan zamiar. Na razie grzecznie wypraszam. Jeżeli nie weźmie sobie pan tych słów do serca, dojdzie do rękoczynów.
-Drżę ze strachu- Wyczuł sarkazm w moim głosie.
-Damon… Chodźmy…- Powiedziała Elena, chwytając mnie za rękę. –Mam plan- Dodała po chwili, gdy zobaczyła, że nie mam zamiaru ruszyć się z miejsca. Niechętnie wyszedłem za dziewczyną.
-Więc?- Spytałem, po znalezieniu się na zewnątrz.
-Wejdę tam i spróbuję wywabić ich ze środka, a potem ty poskręcasz karki, czy co tam chcesz…- Wzruszyła ramionami.
-Nie ma takiej opcji. Gdyby tylko cię zobaczyli… Nie oszukujmy się. Zabiliby cię, bez mrugnięcia okiem- Spojrzałem dziewczynie prosto w oczy.
-Potrafię się bronić- Położyła dłoń na moim policzku.
-Ja to wiem, ty to wiesz i Stefan też to wie.
-Rzecz w tym, że nie wie…- Spuściła głowę.
-Jak to?
-Posłuchaj, po tym jak wyjechałeś, poprosiłam go, żeby nauczył mnie jak się obronić. Wiesz, jaki on jest. Powiedział mi, że to nie będzie konieczne, sam to zrobi w razie potrzeby i żebym nie zadzierała z wampirami, a wszystko będzie dobrze. Po pewnym czasie miałam już dość naciskania i dałam mu spokój. Jednak nie odpuściłam. Poprosiłam Alarica i tak jakoś wyszło, że Stefan nic nie wie, do dnia dzisiejszego- Uniosłem brwi, lekko zszokowany. Na twarzy dziewczyny gościł delikatny uśmiech.
-To nie zmienia faktu, iż samej cię nie puszczę- Wywróciła oczami.
-A, co innego możemy zrobić?
-Powiem szczerze, zainspirowałaś mnie- Chwyciłem w dłoń kosmyk jej włosów i zacząłem się nim bawić. –Zamiast ciebie pójdzie inna dziewczyna.
-Pod pretekstem…- Poganiała mnie.
-Szybkiego numerku.
-Poważnie? A, co, z Katherine? Nie wypuści Stefana. Poza tym, nie chcę narażać niewinnego człowieka, na takie niebezpieczeństwo.
-Nikomu nic się nie stanie. Obiecuję- Patrzyłem głęboko w oczy dziewczyny. Widać w nich było niepewność, która z każdą chwilą malała.
-Na pewno?- Chciała się upewnić.
-Na pewno- Potwierdziłem, przybliżając twarz do jej twarzy, po czym złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Dziewczyna nie opierała się. Wplotła palce w moje włosy, a ja wodziłem rękami po jej plecach, chcąc jeszcze bliżej ją do siebie przyciągnąć. W końcu się od siebie oderwaliśmy. Staliśmy opierając się czołami.
-Nie wiem, czy to się uda- Powiedziała prawie szeptem.
-Od, kiedy jesteś taką pesymistką?
-Nie pesymistką, tylko realistką. Poza tym…- Zrobiła krótką pauzę. -Myślę, że Katherine, nie będzie odstępowała go o krok.
-Nie dowiemy się, dopóki nie spróbujemy.
-Masz rację- Uśmiechnęła się delikatnie.
-Moja droga… Wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale czy czasem nie zapomniałaś o mojej największej zalecie?- Dziewczyna obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem. –Otóż ja mam zawsze racje- Na co ona tylko pokręciła z niedowierzaniem głową.


Oczami Stefana:

            Ale się najadłem. Nie pamiętam, kiedy byłem taki pełny, chociaż dla wampira krwi nigdy nie jest za mało. Nie zabijaliśmy ludzi. To był warunek Katherine, który wcale, ale to wcale mi się nie podobał. Ledwo się do niego dostosowywałem.
Plus jeszcze to przywiązanie do wampirzycy. To już była kompletna porażka. Zero prywatności.
Rozejrzałem się po barze w poszukiwaniu nowej ofiary. Najlepsze były te siedzące samotnie przy barze i popijające alkohol. W takich przypadkach nie przerywano mi posiłku. Jednak nikogo takiego nie znalazłem. Wszystkie w miarę urodziwe dziewczyny, siedziały z grupką znajomych, rozmawiając i śmiejąc się.
Popijając whisky, przyglądałem się drzwiom. Nie minęło dużo czasu, gdy do środka weszła młoda, ciemnowłosa dziewczyna. Miała na sobie krótką spódniczkę, brązową kurtkę i buty tak wysokie, że zastanawiałem się, jak ona w ogóle daje radę w nich iść. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nagle jej wzrok podchwycił moje spojrzenie. Uśmiechnęła się promiennie i ruszyła w moją stronę.
-Hej- Powiedziała pewna siebie. Nie zawracając sobie głowy, skrzywioną miną Katherine, zajęła miejsce obok mnie. –Jestem Natalie. A taki przystojniak jak ty musi nazywać się…
-Stefan- Dodałem w pozostawioną przez dziewczynę lukę.
-Stefan. Tak myślałam- Zaśmiała się delikatnie. –No, więc Stefanie, czy nie miałbyś ochoty na mały spacer?
-A nie boisz się, że jestem seryjnym zabójcą?
-Nie wyglądasz mi na takiego, a znam się na ludziach.
-W takim razie bardzo chętnie- Odpowiedziałem wstając. Identycznie uczyniła dziewczyna.
-Nigdzie się nie wybierasz- Po raz pierwszy odezwała się Katherine.
-Och. Daj spokój, koleżanka tak ładnie prosi- Puściłem oczko do stojącej obok mnie Natalie. –Zresztą i tak nie odejdę od ciebie dalej niż na dziesięć metrów- Dodałem złośliwie, poczym nie zważając na protesty wampirzycy wyszedłem z baru.


Oczami Eleny:

            Stałam za rogiem, przyciśnięta do zimnej ściany przez Damona. W ręce miałam kuszę i kilka metalowych strzał. Dlaczego metalowych? Odpowiedz jest prosta. Po prostu nie chcieliśmy zabijać młodszego Salvatore. Ewentualnie zranić, nastraszyć, ale broń Boże zabijać.
            W duchu modliłam się, aby wyszedł razem z tą dziewczyną. W gruncie rzeczy była nawet trochę do mnie podobna. No, może nie licząc skąpego stroju. Za to miała długie ciemne włosy, brązowe oczy i była dość wysoka.
            Odczekaliśmy jeszcze chwilę, aż wreszcie drzwi otworzyły się, a ze środka wyszła oczekiwana przez nas para.
Wyjrzałam zza rogu, na celu mając zapoznanie się z zaistniałą sytuacją. Tak jak myślałam, Stefan od razu przyssał się do szyi Natalie.
Chciałam spojrzeć na Damona, powiedzieć mu, żeby coś zrobił, jednak jego już przy mnie nie było. W tej chwili stał przed dziewczyną patrząc w jej oczy.
-A teraz zapomnisz i wrócisz do domu- Natalie odwróciła się i jak gdyby nigdy nic ruszyła w stronę zachodniej części miasta. Starszy Salvatore zwrócił się do brata. –Witam, witam. Kogo moje piękne oczy widzą?
-O mój kochany braciszek! A gdzie zgubiłeś Elenę?- Dopiero teraz zorientowałam się, że dalej stoję za rogiem. Z lekkim wahaniem wyszłam. Kuszę miałam skierowaną prosto w serce Stefana.
-O mnie mówicie chłopcy?- Odezwałam się. Samą siebie zdziwiłam. Głos miałam nadzwyczaj pewny i spokojny.
-No i jesteśmy w komplecie. Jak za starych dobrych czasów- Stwierdził Damon z ironicznym uśmiechem.
-Te wspomnienia…- Młodszy Salvatore udawał zamyślenie. -Zastanawia mnie jeden fakt. A może nie zastanawia, tylko zadziwia? Otóż, dlaczego dałeś Elenie kuszę? Przecież ona nawet cięciwy nie naciągnie.
-Och braciszku, jak ty mało o życiu wiesz. Eleno, zademonstruj proszę, co potrafisz- Zwrócił się do mnie- Widzisz tamtą dziuplę?- Kiwnęłam potwierdzająco głową. -Strzel do niej.
            Byłam pewna, że trafie. Nieźle radziłam sobie z tego typu bronią. Bez wahania wymierzyłam w tamto drzewo i nacisnęłam spust. Strzała leciała z zabójczą szybkością. Po niecałej sekundzie wbiła się w sam środek dziupli. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ponownie naładowałam broń.
-Jeszcze jakieś wątpliwości?- Zapytałam.
-To był czysty przypadek. Szczęście nowicjusza- Starał się wytłumaczyć Stefan.
-Nie byłbym taki pewien- Stwierdził Damon z płomiennym uśmiechem. –A wracając do sprawy, która najbardziej nas interesuje. Wracasz z nami po dobroci, czy mam skręcić ci kark?
-Chętnie bym z wami poszedł, ale mam taki mały problem.- Ruszył się z miejsca i nagle jakby odbił się od niewidzialnej ściany. -Jakaś wiedźma rzuciła na mnie zaklęcie i nie mogę się oddalić od panny Pierce.
-No pięknie… Nie mogłeś do brata wcześniej zadzwonić i go poinformować?- Zapytał Damon z udawaną urazą.
-Zaczekajcie, zadzwonię do Bonnie, może ona coś wymyśli- Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer do czarownicy. Odebrała po dwóch sygnałach.


Oczami Bonnie:

            Przyglądałam się Caroline, która z niezadowoloną miną szykowała się na spotkanie z Klausem, gdy nagle usłyszałam telefon. Dzwoniła Elena. Odebrałam od razu.
-Znaleźliście Stefana?- Zastąpiłam powitanie pytaniem.
-W zasadzie tak, ale nie w tym rzecz. Posłuchaj, jakaś czarownica rzuciła zaklęcie i on nie może się oddalać od Katherine. Masz pomysł jak to złamać?- Zamyśliłam się na chwilę.
-Jak daleko może od niej odejść?- Spytałam.
-Na oko z dziesięć metrów- Odpowiedziała niepewnie.
-Jedyne, co przychodzi mi do głowy to…- Nie dane mi było dokończyć.
-Stop!- Krzyknęła Elena. –Napisz mi to w wiadomości.
-Nie ma sprawy.
-Dziękuję- Rozłączyła się, a ja zajęłam się pisaniem SMS-a.

Jedyne, co przychodzi mi do głowy
To skręcić Stefanowi, albo Katherine kark,
Lub wbić kołek, czy wyrwać serce.
Myślę, że to pierwsze wystarczy.

            I wysłałam. Ponownie przeniosłam wzrok na Caroline. Była już gotowa do wyjścia. Wyglądała naprawdę ślicznie. Miała na sobie czerwoną sukieneczkę przed kolana, czarną marynarkę oraz szpilki. Włosy spięła w koczek, z którego wystawały niesforne kosmyki.
-Jak wyglądam?
-Ślicznie- Uśmiechnęłam się do koleżanki.
-Miałam nadzieję, że tego nie powiesz- Stwierdziła z sarkazmem, poczym podeszła do lodówki. Otworzyła drzwiczki i wyciągnęła całą butelkę wódki. Nie zawracając sobie głowy kieliszkiem, pociągnęła prosto z gwinta.
-Co robisz?- Zapytałam zdziwiona.
-Nie dam rady wziąć tego na trzeźwo- Wzruszyła ramionami.
-I myślisz, że Klaus nie wyczuje od ciebie alkoholu?
-Mam to gdzieś. Kupiłam tic taki- Obie zaczęłyśmy się śmiać.


Oczami Eleny:

            Po rozmowie z Bonnie, odczekaliśmy jeszcze parę sekund, zanim otrzymaliśmy wiadomość. Otworzyłam ją, odczytałam i sama nie wiem, co poczułam. Z jednej strony cieszyłam się, a z drugiej byłam pewna, że gdy Katherine dowie się prawdy, będziemy mieli kłopoty. Podałam telefon starszemu Salwatorowi. Ten przeczytał wiadomość i bez słowa podszedł do brata. Chwycił go za głowę i sprawnym ruchem skręcił mu kark. Ciało Stefana bezwładnie opadło na ziemię.
-Marzyłem o tym od samego przyjazdu- Stwierdził Damon, na co ja tylko się zaśmiałam.



Od czego by tu zacząć...? Może tak: Przepraszam za tak długą nieobecność, na którą tak naprawdę nie mam wytłumaczenia. Po prostu miałam lenia ;P Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
W zamian wymęczyłam dla was, trochę dłuższy niż zwykle rozdział ;p
Przepraszam za błędy, bo zdaję sobie sprawę, że takowe się znajdują
i mimo moich chęci (czytania wszystkiego ze 100 razy),
nie udało mi się wszystkich wykryć i poprawić.
To chyba wszystko ;) Zachęcam do dodawania swoich opinii na temat rozdziału :)
Oraz pozdrawiam ;*

środa, 9 października 2013

Rozdział 16



Oczami Katherine:

            Siedziałam na kanapie i czekałam, aż młodszy Salvatore weźmie prysznic.
Kolejny dzień w zamknięciu. Coraz mniej mi się to podobało. Ta monotonia, była przytłaczająca. Mimo tego, co robiłam ze Stefanem, zaczynało mi się nudzić. Byłam spragniona świeżej krwi, zabawy. A gdyby tak… Nie. Chociaż może?
Wyjęłam telefon z kieszeni i upewniwszy się, iż w łazience ciągle leci woda, napisałam wiadomość do zaprzyjaźnionej czarownicy:

Droga Nicole.
Mam już dość siedzenia w domu.
Czy istnieje takie zaklęcie,
Które sprawiłoby,
 Że Stefan nie mógłby ode mnie odejść,
 Na daną odległość?

            Nie czekałam długo na odpowiedz.

Katherine, tak się składa,
Że znam takowe.
Stefan nie będzie przebywać,
Od ciebie dalej niż na dziesięć metrów.
Jeżeli się zgadzasz będę za kwadrans.

            Decyzje podjęłam od razu.

Ratujesz mi życie.
Czekam.

            Siedziałam jeszcze chwilę, rozglądając się po pokoju. Był to jeden z najładniejszych domów, w jakich kiedykolwiek mieszkałam. Nowoczesny, jasny przestronny - jak marzenie. Uwielbiałam przyglądać się nowoczesnym obrazom, siedzieć na wygodnej, skórzanej, kanapie i rozkoszować się luksusem.
            W końcu woda przestała lecieć i po dwóch minutach, młodszy Salvatore, zaszczycił mnie swoją obecnością. Ubrany był w szary T-shirt i starte jeansy. Planowałam jego „pobyt” tutaj od dłuższego czasu, dlatego przygotowałam mu parę ubrań.
-Wiesz Katherine? Mam cię dość- Rzucił ze złośliwym uśmieszkiem.
-I wice wersa. Dlatego dzisiaj idziemy się rozerwać.
-To, na co czekamy?- Ponaglał.
-Aż, Nicole zrzuci zaklęcie z mieszkania- Nie chciałam mu mówić o tym, że w jakimś sensie będzie do mnie „przywiązany”. Miałam sto procent pewności, iż spróbuje uciec, a ja nie mogłam pozbawić się przyjemności, zobaczenia jego miny po daremnej próbie.
-A, jaki jest haczyk?
-Nie ma żadnego- Co jak co, ale byłam mistrzynią w kłamaniu.
-Brzmisz przekonująco, ale i tak ci nie wierzę.
-Ciekawe, dlaczego…- Mruknęłam pod nosem. Ten tylko wzruszył ramionami.
            Niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Podbiegłam do nich w wampirzym tempie i otworzyłam. W progu stała czarownica.
-Witaj Katherine- Przywitała się kulturalnie.
-Wejdź- Rzekłam i machnęłam ręką w zapraszającym geście.
-To, co zaczynamy?
-Zaczynamy- Potwierdziłam.
- Conjungant duos. Lets non relinquimus Unciæ…- Mimo, że łacina to wymarły język, rozumiałam słowa czarownicy doskonale. Oznaczało to: „Połącz tę dwójkę. Niech nie opuszczają się nawet na krok”. Cóż w końcu to język największych myślicieli i geniuszy przeszłości, a ja wcale taka głupia nie jestem. -Conjungant duos. Lets non relinquimus Unciæ- Powtórzyła trochę głośniej. -Conjungant duos! Lets non relinquimus Unciæ!- Teraz wręcz krzyczała. Przelała całą swoją energię do zaklęcia, po czym uśmiechnęła się do mnie serdecznie. –Pierwszą część mamy z głowy- Wzruszyła ramionami.
-I jesteś pewna, że to zadziała?- W tym momencie zza rogu wyszedł Stefan.
-Coś mnie ominęło?- Zapytał z sarkazmem i przeszył Nicole spojrzeniem pełnym obrzydzenia. –Kolejna wiedźma z rodu Bennettów?- Co prawda Nicole, była mulatką, ale w niczym nie przypominała Bonnie.
-Nie i nie- Odpowiedziałam hardo.
-Czyli możemy wyjść?
-Jeszcze nie. To była dopiero pierwsza część- Starała się wytłumaczyć dziewczyna.
-To, na co czekasz? Nie będę tu tkwił w nieskończoność!
-Milej trochę, chyba, że chcesz wylądować z kołkiem w sercu!- Wiedźma zirytowała się.
-Tak? A co możesz mi zrobić?
-Przekonasz się- Czarownica zmrużyła oczy i już wiedziałam, co zamierza.
-Hej! Spokojnie!- Starałam się uspokoić sytuację. –Chcesz się stąd wydostać, to bądź cicho.- Zwróciłam się do wampira. –Nicole, kontynuuj.
- Niech ci będzie. Exhauriat velamen. Sit malum… Exhauriat velamen. Sit malum. Exhauriat velamen! Sit malum!- To również zrozumiałam bez problemu. W tłumaczeniu oznaczało: „Spuść zasłonę. Wypuść zło”. –Gotowe. Jesteście wolni. W razie kłopotów daj znać- Kiwnęłam potwierdzająco głową, po czym czarownica opuściła dom. A zaraz za nią…
-Żegnaj Katherine!- Rzucił Stefan, po czym w wampirzym tempie wybiegł na ulicę.
Nie wiele myśląc, sama podeszłam do drzwi frontowych, chcąc zobaczyć reakcję wampira. Wygodnie oparłam się o futrynę i podziwiałam swoje dzieło. Chłopak jakby wpadł na niewidzialną ścianę. Odbił się od niej, robiąc zdziwioną minę.
-Co do…?- Usłyszałam dzięki znakomitemu słychowi krwiopijcy.
-Myślałeś, że jestem głupia? Beze mnie nigdzie się nie ruszysz!- Krzyknęłam, wróciłam do domu po płaszcz i dołączyłam do wampira.


Oczami Elany:

            Siedziałam na przednim siedzeniu auta, obok Damona. Co jakiś czas łapaliśmy się na tym, iż na siebie spoglądamy, jednak nie odzywaliśmy się ani słowem.
Nie mieliśmy celu, do jakiego zmierzaliśmy. Po prostu chcieliśmy znaleźć młodszego Salvatore, zanim stanie się coś strasznego.
-Myślałem, że chciałaś się przebrać- Ciszę przerwał mój towarzysz.
-Chciałam- Potwierdziłam.
-Więc, dlaczego tego nie zrobiłaś?
-Z dwóch powodów. Po pierwsze nie chciałam zostawić ciebie razem z dziewczynami, bo chyba byście się tam pozabijali- Posłałam mu znaczące spojrzenie. –A po drugie, szkoda mi tych ubrań. Kto wie, co może się wydarzyć? Jeszcze powtórzy się ta sytuacja z Grilla…
-Nie dopuszczę do tego- Powiedział stanowczo.
-Wiem. Ufam ci. Mimo to lepiej dmuchać na zimne- Pogłaskałam wampira po policzku, na co jego kąciki ust uniosły się. –Masz jakiś pomysł, gdzie ich można znaleźć?
-Katherine lubi się trzymać blisko, ale nie na tyle, żeby była w centrum. Uwielbia też wygodę i zabawę, więc musi być w bogatszej części Mystic Falls.- Wzruszył ramionami. -Przynajmniej mam taką nadzieję- Dodał po chwili.
-I masz zamiar wchodzić do każdego ładniej wyglądającego budynku?
-Nie do każdego. Tylko tych luksusowych i teoretycznie pustych- Puścił mi oczko.
            W tej właśnie chwili wjechaliśmy do najbogatszej części miasta. Była to dzielnica pełna olbrzymich willi, zieleni, a także luksusowych klubów, barów i restauracji, na których normalnego człowieka nie byłoby stać.
Damon zatrzymał samochód na strzeżonym parkingu, wysiadł z auta i zanim ja odpięłam pas bezpieczeństwa, on otworzył mi drzwi.
-Czeka nas spacer- Stwierdził ostrzegającym tonem. Zauważyłam torbę, która zwisała mu przez ramię.
-A to, co?- Wskazałam na pakunek wysiadając z pojazdu.
-Broń- Powiedział tak, jakby to było oczywiste. –Ric mówił, że lubisz kusze- Dodał po chwili, wyciągając przyrząd razem ze strzałami.
-Owszem, lubię- Uśmiechnęłam się, pocałowałam wampira i odebrałam od niego przedmioty. Oprócz kuszy, dostałam jeszcze parę kołków, werbenę zarówno w sprayu jak i w strzykawce oraz pistolet na drewniane naboje –W drogę?- Spytałam, po zapakowaniu broni do plecaka. Chłopak przytaknął skinieniem głowy, wziął mnie za rękę i ruszyliśmy.

***

            Chodziliśmy już tak kilka godzin. Nie czułam się zmęczona, tylko raczej rozczarowana. Do jakiegokolwiek domu nie poszliśmy, albo okazywał się pusty, albo zamieszkany, tylko nie przez te osoby, co trzeba.
Na szczęście miałam koło siebie, Damona, który co jakiś czas rozśmieszał mnie jakimś żartem, albo komentarzem.
            Spojrzałam na zegarek. Była już piętnasta. Zaczynało ssać mnie w żołądku. Nic dziwnego, od rana nic nie jadłam. I jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Rozbawiony wampir przeniósł na mnie swój troskliwy wzrok.
-Chyba powinnaś coś zjeść. Chodź- Pociągnął mnie w stronę najbliższego baru, którego nazwy nawet nie potrafiłam wymówić.
-Ja nie…- Chciałam protestować, jednak było już za późno.
Znaleźliśmy się w środku. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do półcienia, jaki panował w pomieszczeniu, rozejrzałam się. Bar był bardzo nowoczesny. Tańczyły w nim kolorowe światła, na czarnych kanapach siedziała rozbawiona młodzież z bogatych rodzin, a przy ścianie po lewej stronie urzędował DJ.
Nagle mój wzrok przykuły dwie postacie, a mianowicie Stefan i Katherine, zabawiający się jakąś dziewczyną. Chodź nie wiem, czy słowo zabawiający jest tutaj wskazane. Po prostu oboje przyssali się do jej szyi.
Zamrugałam kilka razy, jakbym chciała wymazać ten obraz z mojej pamięci, po czym spojrzałam na Damona. Po jego minie widać było, iż nie jest zadowolony z zaistniałej sytuacji.
-To, co robimy?- Zwróciłam się do wampira.



O czego by tu zacząć? No to może tak. Przepraszam was wszystkich, że tak długo nie dodałam żadnego rozdziału...Brak czasu... :/ Eh. Gdyby nie ta szkoła... :P ale trzeba się edukować ;P
Rozdział nie jest zbyt długi, ale za krótki też nie jest. Przynajmniej mam taką nadzieję ;)
Czekam na wasze komentarze ;) Pozdrawiam ;*