niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 26



Oczami Eleny:

-Eleno, przepraszam cię- Usłyszałam, gdy tylko otworzyłam drzwi. –Klaus tak bardzo chciał przyjść…- Wyjaśniła zawstydzonym tonem Caroline.
-Jasne, nie ma sprawy-Odparłam z uśmiechem, wbrew pozorom niewymuszonym. To dobrze, że Klaus przyszedł. Z tego co zdążyła powiedzieć nam Melissa, pierwotny powinien ją znać. Przecież u niego pracowała. O ile to prawda. -Na co czekacie? Wchodźcie- Zaprosiłam gości do środka i poprowadziłam ich do jadalni.
            Pomieszczenie, tak jak pozostała część domu stylizowane było na wczesne lata XX wieku. Oczywiście, gdzieniegdzie stały tu nowoczesne sprzęty, jednak dobrze zakamuflowane nie rzucały się w oczy. Przy ogromnym drewnianym stole siedziało już pięć osób. Wszystkie pogrążone w ciszy, czekając, aż ktoś wreszcie zacznie rozmowę.
-Więc jesteśmy już w komplecie- Stwierdziłam. No nie licząc Stefana, dodałam w myślach, ale on dołączy do nas później.
            Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się w moim kierunku. W sumie nie tylko w moim, lecz także dwójki towarzyszących mi nowych gości. Ukradkiem spojrzałam na Melissę. Jej mina wyrażała czysty szok. Oczy zrobiły się okrągłe jak pięciozłotówki, a wargi przybrały kształt literki „o”.
-Klaus- Wyszeptała, praktycznie nie poruszając ustami.
-Kogo my tu mamy…? Gdybym wiedział, że jesteś siostrą tego tutaj…- Wskazał głową na Damona. -W życiu bym cię nie zatrudnił.
-Jakoś nigdy nie narzekałeś na moją pracę- Przybrała charakterystyczny dla siebie ton i minę.
-Cóż, zawsze wydawałaś się nieporadna- Stwierdziła Mikaelson, wzruszając ramionami. –A przekonałem się o tym dopiero, gdy przyłapałem mojego brata wykonującego twoje obowiązki. Świetnie manipulujesz ludźmi, wiesz?
            Starając się nie zwracać na siebie uwagi, szybko czmychnęłam na miejsce koło Damona. Podobnie postąpiła Caroline, tyle że zajęła miejsce przy Bonnie.
-Chyba za sobą nie przepadają- Szepnęłam do Salvatore.
-Chyba masz racje- Odpowiedział równie cicho, łapiąc mnie za rękę. –Myślisz, że to już czas przerwać tą interesującą wymianę zdań? Czy poczekamy aż akcja jeszcze bardziej się rozkręci?
-Ja manipuluję? Spójrzmy, kto to mówi?- Usłyszeliśmy w tle.
-Chcesz doprowadzić do rękoczynów?- Zapytałam cicho. W odpowiedzi kiwnął twierdząco głową, zabawie poruszając przy tym brwiami. –W takim razie stawiam stówę na Klausa- Klasnęłam dłońmi.
-Więc ja muszę stawiać na tę słabszą?- Skrzywił się.
-To twoja rodzina. Bądź solidarny- Upomniałam go.
-Chyba jednak wolę to przerwać- Powiedział z zadumą. -Nie dam ci wygrać.
-No tak, bo wielki, zły pan Salvatore nie lubi przegrywać? A może boi się porażki?- Zapytałam drażniąc go. Jednak puścił moją uwagę mimo uszy i normalnym już tonem głosu powiedział:
-Klaus, przyjacielu- Specjalnie podkreślił to drugie słowo.
-Od kiedy jesteśmy przyjaciółmi, co?- Zapytał Klaus, przenosząc swój nienawistny wzrok na Salvatore.
-Od czasu, kiedy zobaczyłem, że też jej nie lubisz- Damon wskazał na Melissę, a mina Mikaelsona trochę złagodniała. –Więc może opowiesz nam o co wam poszło, bo nie do końca rozumiem?
-Pracowała u mnie, omamiła mojego brata. Ten przemienił ją w wampira i tyle ją widziałem- Pierwotny wzruszył ramionami. –Jakby się głębiej zastanowić, to na sto procent jest twoją siostrą. Daty się zgadzają, imię też, nazwiska nigdy nie słyszałem… Ale charakterek to ma twój.
-Dlaczego każdy to mówi?- Damon zerwał się na równe nogi. –Nie jesteśmy do siebie podobni! Wcale, ale to wcale!- Wyszedł z jadalni, głośno trzaskając przy tym drzwiami.
-Pójdę z nim porozmawiać- Oznajmiłam spokojnie, patrząc na zdziwionych przyjaciół.

***

-Hej- Zagadnęłam cichutko, wchodząc do sypialni. –Wszystko w porządku?
            Damon siedział na łóżku, chowając głowę w dłoniach. Rzadko kiedy widywałam go w takim stanie. Już na kilometr było widać, że coś go gryzie. Nie czekając na odpowiedz, podeszłam do niego i ukucnęłam naprzeciwko. Chwyciłam dłonie chłopaka, tym samym ukazując jego twarz. Gościł na niej grymas oraz smutek. Może też w małym stopniu zażenowanie.
-Jest w porządku- Stwierdził bez przekonania. –Stefan napisał, że będzie za pięć minut- Dodał wskazując na komórkę leżącą obok niego.
-Nie pytam o Stefana, tylko o ciebie- Powiedziałam patrząc mu w oczy. –Martwię się- Dodałam spokojniej.
-Nie masz o co- Zerwał się na nogi i skierował do okna.
-Damon- Szepnęłam błagalnie, przechodząc do pozycji stojącej. –Wiem, że to nowa sytuacja- Zbliżyłam się do niego, chwytając go za podbródek i tym samym zmuszając do spojrzenia mi w oczy. –To trudne, ale poradzimy sobie. Tak jak zawsze. Tylko proszę, nie zamykaj się w sobie.
-Wiesz…- Zaczął cicho. –Pogodziłem się z jej śmiercią. Pożegnałem ją. A teraz pojawia się jakaś gówniara i mówi, że jest moją siostrą. I naprawdę, możesz mi wierzyć lub nie, ale chciałbym, żeby nią była.
-Rozumiem- Przyznałam, obejmując go ramionami. –Obiecuję, że zrobimy wszystko, by poznać prawdę.
-Dziękuję, ale nie tylko to mnie martwi- Przyznał, patrząc na mnie przenikliwie.
-Co jeszcze?- Zapytałam zdziwiona.
-Ty- Zdezorientowana uniosłam brwi. –Twoje nocne zabawy w wiedźmę- Wyjaśnił, dotykając mojego policzka.
-Z tym też sobie poradzimy- Odparłam bez przekonania.
-Mam nadzieję- Pocałował mnie czule w czoło. –Chodź na dół. Stefan przyjechał.

***

-Cześć bracie!- Usłyszałam głos Damona, gdy tylko wyszliśmy zza rogu, a naszym oczom ukazał się Stefan.
            Młodszego Salvatore otoczyli nasi przyjaciele. Witali się, przytulali. Tylko Melissa dalej siedziała na swoim miejscu. Jej mina nie mówiła nic konkretnego. Była bez wyrazu. Klaus natomiast zaciągnięty przez Caroline, z niechętną miną podał dłoń nowo przybyłemu wampirowi.
-Damon! Elena!- Krzyknął Stefan, uwalniając się od przyjaciół i podbiegł do nas wyciągając ramiona. Natychmiast porwał naszą dwójkę w objęcia.
-No już, wiewiórkożerco- Mruknął Damon, klepiąc brata po plecach. –Chodź, musisz kogoś poznać- Dodał i wskazał na siostrę.
-I to ty zrobiłaś tu takie zamieszanie?- Mruknął młodszy Salvatore, marszcząc brwi.



Nie dość, że tak dawno mnie tu nie było, 
to jeszcze przychodzę do was z takim, a nie innym rozdziałem...
No cóż, przepraszam...
Jedno mogę wam obiecać :)
Rozdziały będą się pojawiały znacznie częściej :)
Szkoła - zdane,
Maturki ustne - zdane,
prawko - zdane,
czyli WAKACJE!!!
Nic tylko pisać :D
Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność...
Buziaki :*



poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 25

Oczami Damona:

            Nigdy, ale to nigdy nie myślałem, że moje życie może się tak szybko i diametralnie zmieniać. Pytanie: czy na leprze? Jedno jest pewne. Nuda na pewno mi nie groziła.
-Nie wierzysz jej, prawda?- Usłyszałem zmartwiony głos Eleny.
-To nie ma sensu. Dlaczego tak długo się ukrywała? Dlaczego dopiero teraz się ujawniła?- Zadawałem na głos pytania, na które sam nie znałem odpowiedzi. Dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco.
-Nie wiem, Damon- Zamyśliła się na chwilę. -Może chciała odzyskać rodzinę? Albo czuła się samotna?
-Ale, dlaczego dopiero teraz?- Starałem się zrozumieć jej motywy. –Dlaczego nie pojawiła się wcześniej?- Elena podeszła do barku, nalała do szklanki alkoholu i podała mi naczynie.
-Ja tez tego nie rozumiem- Przyznała, siadając obok. –Wiesz, że nie jestem fanką picia- Dodała po chwili, wskazując głowa na szklankę. –Ale dzisiaj ci pozwalam.
            Uśmiechnąłem się delikatnie. Może nie ma się czym martwić? Może Elena ma rację? Oby tak było.
            Siedzieliśmy chwilę w ciszy, po czym wyciągnąłem telefon.
-Powinienem zadzwonić do Stefana- Stwierdziłem.
-Powinieneś- Przyznała cicho.
            Wybrałem odpowiedni numer i dotknąłem zielonej słuchawki. Automatycznie przełączyłem na głośno mówiący. W salonie rozległ się donośny sygnał.
-Drugi raz jednego dnia? - Usłyszałem głos brata. -Jeszcze uznam, że tęsknisz.
-Żebyś wiedział braciszku- Powiedziałam zgryźliwie. –Śnie o tobie, jesteś celem mojej marnej egzystencji- Dodałem nie mogąc się powstrzymać.
-Co jest, Damon?- Wyraźnie wyczuł, że coś jest nie tak.
-Co byś zrobił, gdybym powiedział ci, że dzisiejsze zajęcia prowadziła nasza siostrzyczka?- Brat roześmiał się.
-On mówi prawdę- Odparła Elena, uciszając Stefana.
-Jesteście pijani, prawda?
-Oj, chciałbym bracie. Niestety jestem stu- Spojrzałem na szklankę spoczywającą w mojej dłoni. –Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent trzeźwy.
-I czego ona chce?- Zapytał nie dowierzając.
-Dobre pytanie. Gdybym znał odpowiedź to wierz mi, podzieliłbym się nią od razu.
-Cholera… Bardzo jest źle?
-Jeszcze nie. Dowiemy się jutro- Odparłem bez przekonania. –Piszesz się na rodzinno przyjacielski obiad?
-Dlaczego nie? Będę o piętnastej.

***

            Obudziłem się w środku nocy, czując krew i słysząc przyspieszony oddech oraz bicie serca Eleny. Zerwałem się przestraszony, natychmiast starając się obudzić dziewczynę. Na próżno. Elena dryfowała gdzieś między światami, nie mogąc się wydostać. Porwałam ją, więc w ramiona delikatnie kołysząc i jednocześnie ścierając krew z jej twarzy. Czekałem. Bo co innego miałem zrobić? Strach ogarnął moje ciało i zawładnął nim, tak samo jak poprzedniego wieczoru.
            Po paru minutach otworzyła przerażone oczy i natychmiast wtuliła się we mnie. Chociaż wiedziałem, że coś jest nie tak, odetchnąłem z ulgą.
-Co jest, słoneczko?- Zapytałem dziewczyny zmartwionym głosem.
-Damon, coś jest nie tak- Odparła wtulając twarz w moją koszulkę. –To ten sam sen… Ten sam- Wykrztusiła przez łzy.


Oczami Eleny:

-Boisz się dzisiejszego dnia?- Zapytałam z znienacka Damona.
            Całe jedzenie było już gotowe, zastawa pięknie ułożona na ogromnym stole w jadalni, a nam nie pozostało nic innego jak czekać na gości. Na dzisiejszym obiedzie oprócz Damona, Mel, Stefana i mnie pojawić się miały Bonnie z Caroline i nawet mój ciekawski braciszek z Alaric’iem. Gdy tylko Jeremy usłyszał o siostrze Salvatore zadeklarował, że nie może tego opuścić. Natomiast Ric nie chciał puszczać go samego.
-Troszeczkę- Odparł Damon bez większego przekonania.
            Wtem zadzwonił pierwszy dzwonek do drzwi.


Ok, ok. Możecie mnie zabić :P 
Nie dość, że tak późno dodaje rozdział to jeszcze tak piekielnie krótki. 
Przepraszam, ale klasa maturalna to katastrofa...
Całe szczęście, że jakiś genialny człowiek wymyślił święta i ferie :D
Tak więc nie będziecie musieli tak długo czekać :P
A wracając do świąt... 
Na składanie życzeń typu "Wesołych świąt" już chyba za późno,
więc życzę wam tylko tradycyjnie szczęśliwego nowego roku :*
samych dobrych ocen, spełnienia najskrytszych marzeń,
a dla tych po 18. braku kaca :P
To chyba tyle na dziś :P
Bardzo dziękuję za wasze komentarze 
i za to, że mimo tych długich odstępstw w czasie, 
dalej tu trwacie :*
I przepraszam, nie tylko za te odstępstwa,
ale także za to że nie komentuję rozdziałów u was.
Chcę tylko powiedzieć, że czytam wszystko
(zwykle po nocach)
i naprawdę was podziwiam :)
Jesteście wspaniałe :D
Pozdrawiam serdecznie :) Buziaczki :*

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 24

            Sen. W średniowieczu myślano, iż jest to stan umysłu przygotowujący nas do śmieci. Z biegiem czasu przypuszczenia te znacznie się zmieniły. Niektórzy sądzą, że sny to sceny z naszej przyszłości. Jednak prowadzone badania dokładnie określiły definicje snu. Brzmi ona mniej-więcej tak: stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i przemijający w rytmie około dobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości i bezruch.
Z reguły nie pamięta się snów. Jednak istnieją tak realistyczne, że trwale wbudowują się w ludzki umysł.


Oczami Eleny:

Ciemność otaczała mnie z każdej strony. Jakby czarne macki owinęły moje ciało i nie chciały puścić. Czy się bałam? Na pewno, ale nie był to strach, który zwykle się czuje. To uczucie było nie do opisania. Wnet zobaczyłam jasny, prostokątny punkt wysoko na ścianie, przez który do środka wpadały wiązki światła. Jednak nie był to srebrny księżycowy blask, widywany każdej nocy. Owe światło miało nienaturalnie zielony połysk. Kierowana niekontrolowanym impulsem ostrożnie podeszłam do okienka. Wspięłam się na palce, by choć trochę dostrzec źródło tego dziwnego zjawiska. Nie mogłam określić, co to dokładnie jest. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. W głębi lasu, pomiędzy drzewami prześwitywał swojego rodzaju portal, z którego wydostawały się ciemne postacie. Przerażona cofnęłam się wpadając na przeciwległą ścianę. Osunęłam się po niej, zupełnie nie wiedząc, jakiego zjawiska byłam świadkiem. Przeczucie podpowiadało mi, że to nic dobrego.
Wtem postrzegłam ruch. Wydawało mi się, iż byłam sama w tym pomieszczeniu, czy też ściślej mówiąc celi. Jednak ciemna postać kuliła się w rogu. Chciałam dostrzec jej twarz, niestety przez panujący tu mrok nie byłam w stanie. Nagle usłyszałam zachrypnięty głos: „To będzie się dziać, dopóki krew będzie płynąć”.

-Elena?- Głos Damona wyrwał mnie ze snu.
Gwałtownie otworzyłam oczy, nie wiedząc, co się dzieje. Nie czułam się dobrze. Z nosa ciekła mi krew, serce biło jak szalone, a oddech miałam przyspieszony i płytki. Szybko przeszłam do siadu, co okazało się bardzo złym pomysłem, ponieważ od razu zakręciło mi się w głowie. Całe szczęście, że zostałam przytrzymana przez Salvatore.
-Pochyl się do przodu i poczekaj na mnie- Polecił i zerwał się z łóżka.
            Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać. Co się ze mną działo? Ten sen był taki realistyczny. I te słowa na jego końcu… To przerażające. Rzadko, kiedy miewałam koszmary, a tym bardziej krwotoki z nosa. Cała ta sytuacja odbiegała od normy. Przeczucie podpowiadało mi, że wkrótce stanie się coś strasznego.
Nie minęły nawet dwie sekundy, a Damon był już z powrotem. W ręce trzymał paczkę chusteczek higienicznych i zimny okład. Usiadł koło mnie. Odgarnął włosy z mojego karku i położył na niego chłodny ręczniczek. Chusteczką delikatnie otarł krew, która w dalszym ciągu wypływała z mojego nosa.
Westchnęłam głośno. Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, iż przez cały czas z mych oczu leciały gorzkie łzy. Damon spojrzał na mnie z troską i delikatnie otarł moje mokre policzki.
-Co się stało?- Zapytał lekko zaniepokojony.
-Ja… Nie wiem. Ten sen…- Powiedziałam pociągając nosem i wtuliłam się w niego.
-Cichutko. To tylko koszmar- Stwierdził starając się mnie uspokoić. –Jestem tu. Nic ci nie grozi- Wiedziałam to. Czułam się bezpiecznie, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że przy wampirze włos mi z głowy nie spadnie.
-Wiem- Wymamrotałam.

***

-Widziałyście już nową profesor?- Zapytałam przyjaciółki, siedząc w sali wykładowej.
-Nie- Odpowiedziała Caroline, wzruszając ramionami. –Nikt jej nie widział. Nawet nie znamy jej nazwiska.
-To dziwne- Wtrąciła Bonnie. –Bardzo szybko znaleźli zastępstwo za Holdena. Swoją drogą szkoda mi tego faceta. Praca to całe jego życie.
            Właśnie w tym momencie do sali weszła bardzo młoda dziewczyna, kierując się do biurka. Ubrana była w białą bluzkę z kołnierzykiem i ołówkową spódnicę. Włosy miała w odcieniu bardzo jasnego blondu.
-To ona?- Zapytałam zdziwiona. –Przecież wygląda na góra dwadzieścia lat.
-A ubiera się jakby miała z pięćdziesiąt- Stwierdził Damon, na co zaczęłam się śmiać.
-Panno Pierce, przeszkadzam pani?- Usłyszałam donośny i dotąd nieznany głos, jednak zignorowałam go. Ba, nawet nie spojrzałam w stronę nauczycielki.
-Eleno, ona chyba mówi do ciebie- Stwierdziła Caroline z szokiem wymalowanym na twarzy. –Bierze cię za Katherine.
Dopiero teraz postrzegłam, że oczy wszystkich zgromadzonych zwrócone są w moją stronę. Od razu spoważniałam.
-Gilbert- Powiedziałam cicho, spoglądając na panią profesor.
-Co proszę?- Zapytała zdezorientowana wykładowczyni. –Poza tym wypadałoby wstać, gdy do mnie mówisz- Zwróciła mi uwagę. Zmarszczyłam brwi, ale wykonałam polecenie.
-Nazywam się Elena Gilbert, pani profesor…- Powiedziałam już głośniej, nie wiedząc jak dokończyć.
-Melissa Salvatore- Kolana się pode mną ugięły.
Opadłam zdziwiona na siedzenie, a mój wzrok natychmiast powędrował na Damona. Ten tylko patrzył się wielkimi oczami na stojącą pod tablicą kobietę. Mięśnie jego twarzy były napięte, a żyłka na skroni niebezpiecznie pulsowała. Był zdenerwowany i zdezorientowany. Czyżby jego siostra przeżyła pożar w domu dziecka? W gruncie rzeczy to możliwe.
-Damon?- Złapałam go za rękę. –Zostaniemy po zajęciach, prawda?- Kiwnął tylko głową.
            Wzięłam do ręki długopis. W zeszycie, który służył tylko do „sprawiania pozorów” napisałam krótki liścik do przyjaciółek: Zostaniemy chwile po zajęciach, wyjaśnić całą tę sytuację. Zgodnie skinęły głowami.


Oczami Damona:

            Cztery godziny minęły jak z bicza strzelił. Nie mogłem pozbierać myśli. Może dziewczyna prowadząca zajęcia naprawdę była moją siostrą? Ale jak? Istniało pewne podobieństwo. Obie miały jasne włosy, jednak ile jest blondynek na świecie? To niedorzeczne. Przecież dobrze widziałem, co zostało z sierocińca.
-To co? Idziemy?- Z zamyślenia wyrwał mnie zatroskany głos Eleny.
-A gdybym poprosił cię żebyś poczekała przed salą, zgodziłabyś się?- Zapytałem domyślając się odpowiedzi.
-Nie ma opcji- Rzuciła i pociągnęła mnie w kierunku pakującej się profesorki.
-Tak myślałem- Mruknąłem pod nosem.
            Razem z Eleną i jej przyjaciółkami zaczęliśmy przeciskać się przez zmierzających do wyjścia studentów. Każdemu spieszyło się do domu, a my utrudnialiśmy ruch, więc nie obyło się bez paru przekleństw ze strony wychodzących. Normalnie wkurzyłoby mnie takie zachowanie, jednak dziś nie miałem ochoty w jakikolwiek sposób go komentować.
            Wreszcie dotarliśmy na przód sali. Spojrzałem na profesorkę, a na moją twarz wstąpił charakterystyczny pogardliwy uśmieszek.
-Damon Salvatore… Kopę lat, braciszku- Powiedziała specjalnie kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Braciszku? Miałbym pewne wątpliwości- Stwierdziłem. –Ale załóżmy, iż to prawda. Jak to się stało, że żyjesz?- Uniosłem lekko brwi.
-Mam instynkt samozachowawczy- Wzruszyła ramionami.
-Jakoś wcześniej tego nie zauważyłem- Mruknąłem sceptycznie.
-Od czasu do czasy ludzie potrafią zaskakiwać. Poza tym, kiedy ostatni raz się widzieliśmy miałam dziewięć lat- Stwierdziła spoglądając na mnie.
-Jeden fakt się zgadza. Czekam na resztę- Dociekałem.
Cóż, może i przypomina moją siostrę, ale jaką mam pewność, iż nią jest? Żadną. Przykra prawda. Może w głębi duszy chciałbym, aby nią była. Gdzieś w jej najgłębszych zakamarkach, pragnąłem ją poznać, zaprzyjaźnić się. Co się ze mną dzieje? Ja, Damon Salvatore chcę się z kimś zaprzyjaźnić… To nienormalne.
-Trafił swój na swego- Usłyszałem głos Eleny, która zwracała się do którejś z przyjaciółek. Odwróciłem się w jej stronę.
-Co proszę?- Zapytałem unosząc brwi wysoko do góry.
-Damon, może tego nie widzisz, ale ona ma identyczny charakter jak ty. Jest tak samo uparta i pyskata. Wiem, ze to nie dowodzi waszego pokrewieństwa, ale…- Wzruszyła ramionami. –Myślę, że jest ono bardzo prawdopodobne.
-Widzę, że mamy więcej wspólnego niż myślałam. Oboje uparci i pyskaci- Stwierdziła moja „siostra”. –Nawet ona to zauważyła- Podkreśliła słowo ONA i wskazała na Elenę.
-Ona ma imię- Rzekła Gilbert.
-I rację- Dodałem. –Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jak to się stało, że żyjesz?
-To długa historia- Stwierdziła kierując się do drzwi.
-Mamy czas- Popchnąłem ją na sąsiednie krzesło. Wampirzyca przewróciła oczami.
-Powiedzmy, że miałam szczęście- Spojrzałem na nią pytająco. -W dniu pożaru po prostu uciekłam. Byłam przekonana, iż mój anioł struż będzie nade mną czuwał i wszystko jakoś się ułoży. Jednak myliłam się- Spojrzała na mnie w taki sam sposób jak ta dziewięcioletnia dziewczynka, którą pamiętam. –Jakiś rok żyłam żebrząc, później poszłam do pracy. Sprzątałam domy bogaczy i tam natrafiłam na rodzinę Mikaelson’ów. Gdy miałam dziewiętnaście lat zostałam przemieniona. Ot cała historia- Podniosła się z krzesła.
-Dlaczego nie pojawiłaś się wcześniej?- Zapytała dotąd milcząca Caroline.
-Bo Damon był świnią. Dopiero jakiś czas temu usłyszałam, że zmiękł- Wyjaśniła. Ja zmiękłem? Już chciałem coś powiedzieć, jednak wyprzedziła mnie wiedźma.
-A Stefan?
-A jego nie lubię- Stwierdziła ze szczerością w głosie.


Powiem szczerze. 
Ten rozdział zupełnie inaczej sobie wyobrażałam i nie podoba mi się.
Jest z nim coś nie tak i nie wiem co...
Z góry przepraszam za błędy, które się pojawiły.
Chciałam podziękować wam za wszystkie komentarze :*
Jesteście świetni :)
To chyba tyle :) 
Trzymajcie się cieplutko ;*


środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 23

Oczami Eleny:

Już południe, jak ten czas szybko leci. Siedziałam sobie właśnie wygodnie na krześle, podczas gdy Damon krzątał się po kuchni. Nie ukrywajmy, był to bardzo rzadki widok. Wampir zwykle nie kwapił się do choćby do pomocy, a co dopiero do samodzielnego gotowania, dlatego śledziłam wzrokiem każdy jego ruch.
-Jesteś pewny, że nie potrzebujesz pomocy?- Zapytałam, chociaż chłopak sprawnie posługiwał się nożem i garnkami.
-Jestem pewny- Odparł krótko, biorąc do ręki zieloną paprykę.
-Ale będzie to jadalne?- Zaczęłam się droczyć, spoglądając na niego sceptycznie i podchodząc trochę bliżej.
-Wątpisz w moje umiejętności kulinarne?- Uniósł brwi do góry. Położył warzywo na desce i przekroił je.
-Nie ja to powiedziałam- Złośliwie wystawiłam język.
-Oj, nie grab sobie, bo będziesz tego żałowała- Zagroził mi palcem, uśmiechając się pod nosem.
-Tak? Trzęsę się ze strachu...- Prychnęłam cicho.
            Nic nie odpowiedział. Odłożył nóż na blat i bez ostrzeżenia przewiesił mnie sobie przez ramię. Podobnie jak Shrek Fione. Musiało to wyglądać komicznie. Poprawił mnie, tak abym się nie ześlizgnęła i wyprowadził z pomieszczenia.
-Ej, co robisz?- Zapytałam ze śmiechem, podczas gdy Damon kładł mnie na wersalce.
-A teraz siedzisz tu i czekasz- Powiedział stanowczo, wskazując ręką na siedzisko.
-A jak się nie dostosuję?- Nie żebym zaraz miała z powrotem pobiec do kuchni, ale zapytać się nie zaszkodzi.
-To zamknę cię na górze i wypuszczę dopiero jak skończę- Wzruszył ramionami. –To jak będziesz tu siedzieć jak grzeczna dziewczynka?
-Jakbym miała jakieś wyjście…- Skrzywiłam się. Puścił tę uwagę mimo uszu i wrócił do kuchni.
            Zostałam sama na kilka minut. Nie mając żadnego zajęcia bezczynnie wpatrywałam się w sufit, co jakiś czas głośno wzdychając.
            Po jakiś piętnastu minutach nie wytrzymałam. Podniosłam się z kanapy i pod pretekstem zaspokojenia pragnienia, ruszyłam z powrotem do kuchni.
-Zgubiłaś się?- Usłyszałam, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia.
-To już nawet nie mogę się napić?- Rzuciłam, całkowicie ignorując wcześniejsze polecenie Damona.
            Nie spiesząc się podeszłam do lodówki. Wzrokiem przejrzałam jej zawartość, aż w końcu natrafiłam na sok pomarańczowy. Nie zaprzątając sobie głowy szklanką, czy innym naczyniem, pociągnęłam z przysłowiowego gwinta. Schowałam sok na miejsce, zatrzasnęłam drzwiczki i oparłam się o parapet.
            Spojrzałam na Damona, który wkładał zrobiony przez siebie szaszłyk do piekarnika. Nastawił stoper i zwrócił się do mnie.
-Co ty tu jeszcze robisz?- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Chłopak podszedł do mnie. Zmarszczył brwi i przekrzywił głowę lekko w lewą stronę. –Obraziłaś się?- Kolejne wzruszenie ramion. –Za co?
-Dlaczego z góry zakładasz, że się obraziłam?
-Ponieważ nie odpowiadasz- Odparł jakby to było oczywiste.
-Bo nie mam ochoty- Odwróciłam się przodem do okna. Słońce świeciło na całego. Wiatr delikatnie poruszał zielonymi liśćmi, a na zielonej, równo przystrzyżonej trawce w skupiskach rosły bialutkie stokrotki. Sam ten widok potrafił poprawić człowiekowi humor. –Poza tym nie odpowiadam na głupie pytania.
-Widzę, że już wróciłaś do swojego prawdziwego oblicza- Poczułam silne ramiona obejmujące mnie od tyłu.
-Prawdziwego oblicza?- Zdziwiłam się.
-Do pyskowania- Odparł ze śmiechem, po czym cmoknął mój policzek.
-Skoro tak sądzisz…- Uśmiechnęłam się delikatnie i przekręciłam twarzą do Damona. Chłopak nie czekając na pozwolenie złączył nasze usta w pocałunku.


Oczami Stefana:

-Cóż to za niemiła niespodzianka- Mruknąłem ujrzawszy osobę stojącą za drzwiami pokoju hotelowego.
-Ja się cieszę, że cię widzę- Stwierdziła Katherine, bez zaproszenia wchodząc do środka. Po drodze przejechała ręką po moim policzku. –Tęskniłam.
-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o sobie. Czego chcesz?- Wolałem mieć to spotkanie jak najszybciej z głowy.
-Zobaczyć się z tobą. Widzę, iż jako ten najmądrzejszy uciekłeś z Mystic Falls- Powiedziała usatysfakcjonowana.
-Uciekłem?- Nie do końca wiedziałem, o co jej chodzi. Znów coś kombinuje.
-No wiesz, Jake, zaklęcie i te sprawy- Wzruszyła ramionami. –Chyba, że nie wiesz… W sumie nie mój problem.
-Jakie zaklęcie?
-Nieważne- Mruknęła kierując się do wyjścia.
            Nie mogłem pozwolić, aby teraz opuściła ten pokój. Nie po tym, co powiedziała i co wie. Może i wyjechałem, ale pogodziłem się z wyborem Eleny, a i z Damonem miałem w miarę dobry kontakt.
            Tak więc, niewiele myśląc, przygwoździłem Katherine do ściany.
-Spokojnie, bo sobie krzywdę zrobisz- Rzekła niewzruszona.
-O mnie się nie martw- Powiedziałem stanowczo, po czym zostałem gwałtownie odepchnięty do tyłu. Ledwie zachowałem równowagę.
-Raz: jestem od ciebie starsza. Dwa: nie żywię się zwierzętami. Chyba nie myślisz, że mnie tu zatrzymasz…?- Oznajmiła, strzepując paproch ze swojej krótkiej sukienki. Popatrzyłem na nią gniewnie. –No dobra. Powiedzmy, że mam dzień dobroci dla zwierząt. Jake: gorszy od Klausa. Zaklęcie: potrzebny sobowtór. To tyle, co powinieneś wiedzieć- Wzruszyła ramionami. –I dobrze radzę, nie wracaj do Mystic Falls.
            Wyminęła mnie, pomachała i wyszła, zostawiając mnie sam na sam z myślami.


Oczami Damona:

            Po obiedzie wyszliśmy na spacer. Mając w dłoni czekoladowe lody włoskie, zasiedliśmy na ławce. Elena oparła głowę na moim ramieniu i w zamyśleniu przyglądała się fontannie.
-Wiesz, to już jakieś pół roku, od kiedy mamy spokój z Katherine, Klausem, hybrydami, ze wszystkim- Stwierdziła cicho, uśmiechając się delikatnie.
-Lepiej późno niż wcale- Odpowiedziałem. Chociaż miałem dziwne przeczucie, iż nie potrwa to już długo. Wolałem jednak odpędzić od siebie te myśli i nie martwić Eleny zawczasu.
            Niespodziewanie poczułem wibracje telefonu, wydobywające się z mojej kieszeni. Szatynka spojrzała na mnie pytająco.
-Braciszek się stęsknił- Wytłumaczyłem. Dotknąłem zielonej słuchawki i od razu przełączyłem na głośno-mówiący. –Zakład pogrzebowy „Radość”. W czym mogę pomóc?- Dziewczyna szturchnęła mnie łokciem, prychając pod nosem.
-Cóż za kreatywna nazwa- Rozległ się głos Stefana. –Rozkręcasz nowy interes?- No proszę, od kiedy mój braciszek stosuje riposty? Słabe, bo słabe, ale są.
-A co? Potrzebujesz pochować każdego szaraczka, wiewióreczkę i Bambi, którego kiedykolwiek wyssałeś?- Uniosłem brwi do góry.
-Czy możecie, chociaż raz postarać się zachowywać poważnie?- Spytała Elena z udawaną irytacją i powstrzymywanym uśmiechem na twarzy.
-Racja. Nie po to dzwonię. Widziałem się z Katherine- Oznajmił Stefan, przybierając formalny ton głosu.
-I co w związku z tym?
-Dowiedziałem się tylko, że ucieka przed jakimś Jakem, który prawdopodobnie jest gorszy od Klausa. Znowu chodzi o jakieś zaklęcie, do którego potrzebny jest sobowtór. Tyle mi powiedziała- Powiedział bezradnie.
-No to świetnie. Czy do wszystkich zaklęć potrzebny jest sobowtór?- Podsumowałem, starając się zapanować nad sobą. Miałem ogromną ochotę rzucić czymś, rozwalić, ewentualnie skręcić komuś kark. Cokolwiek, co pozwoliłoby mi rozładować negatywną energię. Zamiast tego wziąłem głęboki wdech.
-Jeżeli dowiem się czegoś więcej dam wam znać. Do tego czasu uważajcie na siebie.
-Jasne, ty też. Do usłyszenia- Pożegnała się Elena.
-Cześć bracie- Mruknąłem i zakończyłem połączenie.
Spojrzałem na Szatynkę, która już od dłuższego czasu kurczowo trzymała się mojej dłoni.
-Zapeszyłaś- Podsumowałem cicho.


Witam was bardzo serdecznie :)
Jak widzicie po bardzo długim czasie pojawił się rozdział. 
Może nie jest najdłuższy, 
ale jak pewnie zauważyliście, nie przepadam pisać długich opowiadań.
W każdym razie, śmiało mogę powiedzieć,
że zaczęły się wakacje.
No może nie do końca, ale takie lekcje, to nie lekcje. ;p
W związku z tym rozdziały będą się pojawiać w miarę regularnie :)
(tak jak na początku)
Dodatkowo planuję założyć, jeszcze jednego bloga o tej samej tematyce :)
Więc, jeżeli jesteście zainteresowani, czytaniem jeszcze jednych moich wypocin
i chcecie zostać poinformowani kiedy pojawi się prolog,
zostawcie informacje w komentarzu ;)
Nie będę was już dłużej przynudzała, 
jeszcze tylko podziękuję wam z całego serduszka za komentarze
oraz bardzo serdecznie pozdrowię.
Buziaki :*

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 22

Oczami Caroline:

            No to zaczyna się zabawa. Damon właśnie poszedł po swojego brata gdzieś na górę, a my w milczeniu czekaliśmy na jego powrót.
            Przyjrzałam się twarzą przyjaciół. Każdy z nich miał zatroskane spojrzenie, pełne nadziei i… Stop! Nie wszyscy tutaj zgromadzeni, byli przyjaciółmi. Mój wzrok padł na Klausa, który do takowych na pewno się nie zaliczał.
            Siedział sobie wygodnie w ogromnym, skórzanym fotelu, zadowalając się alkoholem. Jednak najgorsze było to, że wzrok wbijał właśnie w moją osobę. Mógłby, chociaż mrugnąć. Ale nie. Bo, po co?
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, widząc, że pierwotny nalewa sobie następną porcję trunku.
-Mógłbyś, chociaż zapytać- Powiedziałam od niechcenia, wskazując głową na trzymany przez niego alkohol. Ten wzruszył ramionami uśmiechając się szyderczo.
-A, co zabronisz mi, kochana?- Zapytał, specjalnie kładąc nacisk, na ostatnie słowo.
-Nie mów na mnie…- Nie dokończyłam, ponieważ na schodach rozległ się odgłos kroków.
            Otóż, to Damon wracał, tachając swojego osłabionego brata. Ten, wychudzony, blady, wyczerpany i ledwo trzymający się na nogach, dalej zachowywał swój pogardliwy uśmieszek. Uniosłam brwi do góry. Już zapomniałam, jaki jest Stefan, gdy wyłączy uczucia. Cechowały go nieprzewidywalność i szaleństwo.
            Przeniosłam wzrok na Elenę, która ze skrzyżowanymi rękoma i spokojną miną, przyglądała się całej scence.
-No proszę… Wszyscy w komplecie- Stwierdził chrapliwym głosem młodszy Salvatore. -I nawet ty dostałeś zaproszenie- Zwrócił się do Klausa.
-W sumie to on jest tutaj główną atrakcją- Odezwał się Damon, z impetem popychając brata na wersalkę.
-Za delikatny to ty nie jesteś…- Poskarżył się Stefan.
-Ty też nie byłeś- Starszy Salvatore znacząco poruszył brwiami, wskazując na nogę Eleny.
            Z tego, co mi wiadomo rana pozostawiona, po tej jakże pamiętnej butelce, całkowicie się zagoiła. Nie została po niej nawet blizna. Jednak nie dziwię się, że to wydarzenie zostało wypomniane.
-Taaa…- Wykrztusił z dumnym uśmiechem Rozpruwacz.
-Dobrze, zakończmy tą interesującą konfrontacje i przejdźmy do rzeczy- Wtrącił Klaus, podchodząc bliżej Stefana.
            Pierwotny pochylił się nad wampirem, spoglądając mu prosto w oczy. Nim cokolwiek zdążył powiedzieć został odepchnięty ostatkami sił przez Rozpruwacza. Zatoczył się o krok do tyłu, nie spodziewając się takiej sytuacji. Prychnął cicho i spojrzał z pilotowaniem na chłopaka.
-Myślisz, że to ci coś da?- Zapytał ponownie przyjmując poprzednią pozycję. -Włącz uczucia.- Przemówił do niego pewnym głosem.
            Wtem młodszy Salvatore zamrugał kilka razy. Zaraz potem na jego twarz wstąpiła dezorientacja.


Oczami Eleny:

            Stało się. Stefan odzyskał uczucia. Skąd miałam tą pewność? Otóż, znów patrzył na mnie tym wzrokiem. I nie wiedzieć czemu, zamiast się cieszyć, irytowało mnie to.
            Choć to nie do końca tak. Cieszyłam się, że już jest sobą, ale nie chciałam żeby tak na mnie patrzył. Już nie.
            Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
-Elena?
Spuściłam głowę, nie wiedząc, co mam powiedzieć. Pragnęłam zapaść się pod ziemię, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Niechętnie uniosłam wzrok i pokierowałam go na Stefana.
-Powiedz coś- Ponaglał mnie wampir.
Westchnęłam głęboko, aby dodać sobie sił.
-Co mam powiedzieć? Czego oczekujesz?
            Przez całą tą sytuację zapomniałam, że towarzyszą nam moi przyjaciele, którzy niepostrzeżenie skradali się do wyjścia z pensjonatu. Tylko Klaus uparcie przypatrywał się całej scence. Caroline złapała go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. Pierwotny niechętnie ruszył za nią.
-Zobaczymy się później- Rzuciła Bonnie. –Dobrze, że wróciłeś Stefan –I całą tróją opuścili budynek.
            Przeniosłam wzrok na Damona. Stał on ze szklaneczką Whisky w ręce, uparcie unikając mojego wzroku.
-Przepraszam- Szepnął młodszy Salvatore, na tyle głośno, żebym to usłyszała.
-Jest, za co- Burknęłam cicho i ponownie spojrzałam na niego.
-Ja… Ja naprawdę nie chciałem…-Starał się wytłumaczyć.
-Powiedz mi jeszcze, że to wszystko moja wina. Gdybyś nie chciał, nie wyłączyłbyś człowieczeństwa. To chyba proste, prawda?
            Milczał. Czy to dobrze? Nie wiem. Nie chciałam go ranić i naprawdę starałam się panować nad sobą, choć najchętniej trzasnęłabym drzwiami i po prostu wyszła. Ale nie mogłam, musiałam wyjaśnić całą tą pokręconą sytuacje. Chciałam mieć czyste konto i święty spokój.
-Tak, to proste- Odezwał się wreszcie. -I nie ma takich słów, które wynagrodziłyby wszystko. A mimo to przepraszam, bo nie wiem, co mógłbym jeszcze zrobić- Pokiwałam głową na znak zrozumienia.
-Masz racje, nie ma- Westchnęłam. –Ale znasz mnie. Obiecaj, że już będziesz sobą. Wtedy ci wybaczę.
            Damon spojrzał ma mnie jak na nienormalną. Mimo, że od dłuższego czasu nie wyrażał swojej opinii, wiedziałam, że nie podoba mu się to wszystko. Puścić w niepamięć, to, co zrobił Stefan. Dla niego było to niepojęte, jednak ja nie potrafiłam być obrażona.
-Obiecuje- Powiedział młodszy Salvatore, poważnym głosem. –Czyli… Między nami już wszystko wróciło do normy?
            Zależy, co uważa za normę. Czy będziemy razem? To był definitywny koniec. Jednak jest bratem mojego chłopaka...
-Jako przyjaciel, tak- Stwierdzałam głośno przełykając ślinę i czekając na jego reakcję.
-Tylko przyjaciel? To oznacza, że ty i Damon…- Zareagował lepiej niż się spodziewałam. Bez krzyków, bijatyk, a jedynie ze smutkiem w oczach.
-Jesteśmy razem- Dokończyłam za niego, uśmiechając się niepewnie.
Nie chciałam ukrywać tego faktu, bo w końcu i tak by się dowiedział. Wcześniej, czy później, wyszłoby to na jaw.
-Już wiesz, dlaczego ani razu, przez te cztery lata, nawet słowem nie wspomniałem o moim bracie.
-Proszę cię, nie zaczynaj tego tematu- Nie miałam ochoty ponownie rozgrzebywać starych ran. Było, minęło. Nie da się przecież cofnąć czasu. To niemożliwe.
-Jako przyjaciel mogę ci powiedzieć wszystko. I wedle umowy właśnie w tym momencie powinienem wyjechać.
- Daj spokój, bracie- Po raz pierwszy odezwał się Damon. –Nikt nie każe ci wyjeżdżać. Rozmawiałem z wiewióreczkami i jeszcze żadna nie planuje buntu. Nie musisz się obawiać.
-Wiem, ale nic mnie tu nie trzyma. Nie mógłbym patrzeć jak ty i Elena…
-Ja parzyłem- Wtrącił starszy Salvatore.
-No właśnie ty- Powiedział i powolnym krokiem ruszył ku wyjściu z pensjonatu. –Będziemy w kontakcie- Rzucił tylko i wyszedł.
            Podeszłam do Damona, przytuliłam go, spoglądając na jego twarz. Zaskoczenie, tylko tyle mogłam z niej wyczytać.
-Wszystko w porządku?- Zapytałam cicho.
-Tak, ale nie spodziewałem się takiego zakończenia- Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
-Może pójdziemy tam gdzie wczoraj?- Zapytałam, spodziewając się odpowiedzi. Obojgu nam potrzebna była chwila zadumy.

***

Pół roku później:

            Obudziłam się, jak co rano, u boku Damona. Od paru miesięcy, mieszkałam właśnie z nim. Nie było sensu mieszkać w akademiku, skoro większość swojego czasu, w tym nocy, spędzałam w pensjonacie.
            Stefan wyjechał i nie martwiłam się jego obecnością. Dzwonił, co tydzień, a gdy tylko zmieniał miejsce swojego pobytu wysyłał nam adres.
Z przyjaciółkami widywałam się na zajęciach, jak i również poza nimi. Chodziłam na kawę, do kina i na imprezy, w tym też na babskie spotkania, które organizowałyśmy sobie, co jakiś czas. Tak, więc każdy był zadowolony. Jak to się mówi: i wilk syty i owca cała.
Ściśle owinięta ramionami Damona, starałam się spojrzeć na zegarek. Był poniedziałek i trzeba pójść na zajęcia, a przez zmianę planu musieliśmy wstawać już o szóstej. Dojazd autobusem zajmował czterdzieści minut, dlatego starszy Salvatore zakupił motor. To obniżyło czas jazdy do dwudziestu minut.
Westchnęłam cicho widząc, że duża wskazówka dochodzi na szczyt tarczy zegarowej.
-Damon- Powiedziałam cicho, delikatnie potrząsając ramieniem wampira. –Wstawaj.
-Już?- Zapytał otwierając swoje zaspane, niebieskie oczy.
Uwielbiałam patrzeć rano na jego rozmierzwione włosy i sen wymalowany na twarzy. Ten widok zawsze mnie rozczulał.
-Niestety- Odpowiedziałam i pocałowałam go na powitanie.
-Nie masz ochoty zostać w domu? A konkretnie w łóżku?- Zapytał z nadzieją w głosie.
-Ochotę mam, ale wiesz, że nie możemy opuścić już żadnych zajęć- Stwierdziłam zrywając się na równe nogi i podchodząc do szafy. –No już, wstawaj- Powiedziałam rzucając w niego czarną koszulą.
            W tym momencie po pomieszczeniu rozległ się sygnał mojego telefonu. Podeszłam do etażerki spoglądając na wyświetlacz. Otóż dzwoniła Bonnie. Nie zastanawiając się odebrałam.
-Słucham cię.
-Hej. Słuchaj, nie przyjeżdżajcie dzisiaj- Rozległ się głos w słuchawce. –Profesor Holden miał zawał i nie ma za niego zastępstwa.
-Boże… Ale wszystko z nim okey?- Wbrew wszelkim pozorom, człowiek był w porządku.
-Tak- Odetchnęłam z ulgą. -Ale z uwagi na wiek nie będzie już wykładał. Dopiero jutro przyjedzie jakaś kobieta. Podobno jest młoda. Dopiero ukończyła studia, szukała pracy, więc ją przyjęli.
-W porządku Bonnie. Dzięki za informacje- Spojrzałam na Damona, który uśmiechał się triumfalnie. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. –Do zobaczenia jutro- Rzuciłam i rozłączyłam się.
-Dlaczego zawsze musi wyjść na moje?- Zapytał triumfalnie Salvatore.
-Raz ci się udało- Stwierdziłam złośliwie i ze śmiechem rzuciłam się na łóżko.
            W tym momencie jeszcze nie wiedziałam, jak wielkie problemy właśnie się rozpoczęły.


Witam ponownie, po długiej nieobecności.
Na początku chciałam was bardzo, ale to bardzo przeprosić, 
jednakże szkoła zabiera mi prawie cały czas.
Tak więc pomału nadrabiam czytanie waszych prac ;)
Rozdział, jak to rozdział,
ocenę pozostawię wam ;)
Mam nadzieję, że nie jest taki zły...
To chyba wszystko :)
Bardzo serdecznie was pozdrawiam
i życzę miłej lektury :*

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 21

Oczami Damona:

            Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym obecnie przebywałem. Była to sala wykładowa, dość dużych rozmiarów, z dwudziestoma rzędami starych, zniszczonych krzesełek. Stały one na drewnianych schodkach tak, aby każdy widział, co znajduje się na tablicy, bądź też wyświetlanym przez profesora obrazie z projektora. Ściany pokryte były ciemnymi panelami, które ze starości straciły już swój dawny blask. Z lewej strony znajdowały się ogromne okna, do połowy zasłonięte żaluzjami. Z powodu wczesnej pory sala była prawie pusta. Tylko w pierwszych ławkach zasiadło parę osób, które korzystały z dostępnego na uczelni Internetu.
No to zaczęło się. Studia. Jak to dziwnie brzmi. Ja uczący się. No dobrze, nie będę się uczył, ale pozostaje fakt uczęszczania na zajęcia. Choć jakby na to spojrzeć, pewnie niejednokrotnie pozwolę sobie na małe wagary. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem za towarzyszącymi mi dziewczynami, w kierunku miejsc w przedostatnim rzędzie. Usiadłem koło Eleny i zwróciłem się do niej lekko złośliwym tonem:
-Myślałem, że kujony siadają przodu.
-Jak chcesz to możesz tam iść- Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się słodko.
-Miałem na myśli waszą trójeczkę, nie siebie.
-Zdążyłam się domyślić- Odparła i w jakiś magiczny sposób rozłożyła stoliczek, znajdujący się na oparciu krzesła przed nią. Położyła na nim długopisy i jakieś zeszyty.
-Nie mów mi, że też mam robić notatki…- Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-A, kto tu mówi o notatkach?- Zapytała dziewczyna śmiejąc się i spoglądając w kierunku Bonnie.
-No tak wiedźma…- Domyśliłem się. Od mojego powrotu do Mystic Falls zauważyłem znaczny wzrost mocy przyjaciółki mojej dziewczyny. Fakt, minęły cztery lata, ale naprawdę dużo się nauczyła przez ten czas. Więcej niż można by przypuszczać. -Ładnie to tak wykorzystywać koleżankę?
-To się nazywa korzystanie z okazji- Wzruszyła ramionami. –Dlatego zawsze mamy notatki słowo w słowo to, co powie profesor.
-Gdzie się podziała uczciwa panienka Gilbert?- Jak zawsze zacząłem się z nią droczyć.
-Sugerujesz coś?- Zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem. Odpowiedziałem jej tylko delikatnym całusem w policzek i pozwoliłem, aby dołączyła do konfrontacji z przyjaciółkami.
***
            Siedziałem w ciszy od dobrych paru minut i przyglądałem się wchodzącym studentom. Sala była już praktycznie pełna, a profesora, ani widu ani słychu. W końcu nie wytrzymałem, bo jak długo można siedzieć i czekać, aż prowadzący łaskawie pojawi się na zajęciach?
-Elena!- Zwróciłem się do dziewczyny. –Za ile zacznie się to badziewie?!- Spytałem na tyle głośno, że w naszym kierunku odwróciło się kilka głów. Szatynka przewróciła oczami.
-Nie wiem, profesor powinien już przyjść- Spojrzała w kierunku drzwi. –O patrz, już idzie- Dodała trochę ciszej, a do rąk wsadziła mi jakiś pusty zeszyt i długopis.
-Po jakiego grzyba mi to?
-Sprawiaj pozory- Poradziła i chwyciła swoje przybory.
            Mówiąc potocznie, olałem jaj radę i odłożyłem zeszyt na bok. Ręce skrzyżowałem na piersi i patrzyłem się na profesorka. Ten usiadł za biurkiem i uruchomił komputer. Był w podeszłym wieku, na co wskazywać mogły siwe włosy i pełno zmarszczek na twarzy. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że był wdowcem, ponieważ nosił pogniecioną koszule, ale dość elegancki garnitur.
-No, więc- Zaczął rzeczowym tonem. –Wraz z dzisiejszymi wykładami, wkraczamy w historię XX wieku- Jeszcze dobrze nie zaczął mówić, a ja już wiedziałem, że będzie mnie to nudzić.
            Przeniosłem wzrok na Elenę, która nie zawracała sobie głowy trwającym już wykładem. Rozsiadła się wygodnie i bazgrała coś w zeszycie. Co jakiś czas zerkała w moją stronę, uśmiechając się przy tym delikatnie. Położyłem dłoń na jej kolanie, co wywołało u niej jeszcze większy uśmiech.
Tak zleciało pół godziny, gdy nagle usłyszałem zdanie z udziałem mojego nazwiska, wypowiedziane przez profesorka.
-A pan Salvatore nie notuje?- Zaśmiałem się w myślach.
-Mam dobrą pamięć- Odpowiedziałem głośno, na co wykładowca zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem.
-Czyżby? Zaraz to sprawdzimy…- Mówiąc to wziął do ręki jakiś podręcznik i otworzył go gdzieś na środku. Nastała chwila ciszy.
-Śmiało- Powiedziałem, na co parę osób spojrzało na mnie ze zdziwieniem.
-Tak ci się spieszy dostać mierny?- Wzruszyłem ramionami.
-Raczej mi to nie grozi.
-Więc dobrze. 4 lipca 1943?
-Śmierć Sikorskiego- Uśmiechnąłem się do niego.
-1962 rok?
-Drugi sobór watykański, kryzys kubański i satelitarna telewizja międzykontynentalna.
-1945?- Na twarz wykładowcy wstąpiła irytacja.
-Powstanie bomby atomowej, zrzucenie jej na Hiroszimę i Nagasaki, konferencja w Jałcie. Da mi pan już spokój, czy jeszcze będzie robił z siebie…?- Nie dokończyłem, ponieważ poczułem szturchnięcie w prawe ramię.
-Daj spokój- Powiedziała bezgłośnie Elena.
-Nie będę wnikał, przed wypowiedzeniem, jakich słów powstrzymała pana, panna Gilbert. Proszę tylko mieć na uwadze, że będę miał pana na oku.
-Jak pan uważa- Odparłem ze złośliwym uśmieszkiem.
-A teraz powrócimy do zajęć…
-Przepraszam- Odezwał się ktoś z przodu. –Zanim to nastąpi, czy możemy otworzyć okno?- Faktycznie w sali było bardzo ciepło.
-Orłów tu nie ma, raczej nikt nie wyleci- Powiedział profesorek. Chyba starał się być zabawny, jednak na żadnego ze studentów nie zrobiło to większego wrażenia.
-Czyli o pana martwić się nie musimy- Rzuciłem, nie ukrywajmy trochę bezczelnie.
Po sali rozległy się śmiechy i chichoty. Wykładowca zaczerwienił się. Nie komentując mojego zachowania wrócił do prowadzenia tych jakże interesujących zajęć.


Oczami Eleny:

-Trochę przegiąłeś- Zagadnęłam, gdy wchodziliśmy już do pensjonatu.
-W czym?- Zapytał Damon lekko zdezorientowany, odwieszając nasze kurtki na wieszak przy wejściu.
-W tym jak potraktowałeś profesora Holdena.
-Zirytował mnie- Oparł cicho.
-Powinieneś nauczyć się panować nad sobą. To starszy człowiek, jest zmęczony życiem. Chodzą plotki, że niedawno stracił żonę- Starałam się wytłumaczyć.
-Co nie zmienia faktu, że mnie zirytował. Poza tym, jakby na to spojrzeć, to ja jestem starszy- Prychnęłam cicho. Jak zawsze łapał mnie za słówka.
-Damon, nie wiem kiedy ostatnio patrzyłeś w lustro, ale od dawna wyglądasz tak samo- Zauważyłam sprytnie.
-Jak? Zniewalająco przystojnie?- Podszedł do mnie bliżej.
-Och, jaki skromny- Wymierzyłam w niego palec. –Miałam na myśli, wiecznie młodo.
-Jedno i to samo- Wzruszył ramionami. –Jeżeli ci powiem, że od teraz będę grzecznym studencikiem, to przestaniesz się złościć?
-Jeżeli obiecasz i dotrzymasz słowa- Odparłam, na co chłopak mnie pocałował.
-Obiecuje- Wyszeptał w moje usta.
***
-Nie odpuścisz mi prawda?- Zapytałam patrząc błagalnie na wampira.
            Wiem, obiecałam, ale naprawdę lubiłam glany. A może bardziej się do nich przyzwyczaiłam? W każdym razie, szkoda mi było się ich pozbywać.
-Nie ma opcji- Rzucił i pociągnął mnie w stronę jednego z obuwniczych.
            Z lekkim oporem weszłam do środka i podążyłam za Damonem. Ten zatrzymał się przy regale z butami do kostek, a wzrok utkwił w parze botek. Może i nie miałabym nic przeciwko nim, jednak posiadały jedną zasadniczą wadę. Otóż były makabrycznie wysokie. Ich obcas na oko mógł mieć z dziesięć centymetrów. Mężczyzna wziął je do ręki i popatrzył na mnie.
-I jak ci się podobają?- Spojrzałam na niego jak na niedorozwiniętego umysłowo. Ten widząc moją minę tylko się roześmiał i odłożył buty. –Przestań, tylko żartowałem.
-Mam nadzieję- Burknęłam cicho.
-Co powiesz na te?- Wskazał płaskie, czarne botki, trochę ponad kostkę, ozdobione delikatnie ćwiekami. Spodobały mi się.
-Ładne- Odpowiedziałam szczerze. –Ale nie uważasz, że są trochę nie praktyczne? Spadnie śnieg i…
-Kupimy jeszcze kozaki- Przerwał mi i wpakował buty do koszyka. –Przecież nie będziesz marzła.
-Damon, ale…
-Żadne ale. Przydadzą ci się- Nie pozwolił mi dokończyć i pociągnął w stronę następnego regału. Rozejrzał się chwilę, poczym chwycił płaskie, brązowe kozaczki do kolan. Przyozdobione były srebrną klamrą w okolicach kostki. –A te na mróz- Dodał i pokazał mi środek buta. Jak się okazało wewnątrz krył się bardzo ciepły polar.
-Wszystko ładnie, pięknie, ale zastanowiłeś się ile za to zapłacimy?- Było mi naprawdę głupio, że chce mi sam wszystko kupić.
-Tym się nie przejmuj- Odparł z uśmiechem. –A teraz przymierz- Rzucił i ruszyliśmy w kierunku puf. Jak się okazało, obie pary butów pasowały idealnie.
-Zaraz, zaraz. Skąd ty znasz mój rozmiar?- Zapytałam lekko zdziwiona. Przecież nigdy się nie pytał.
-Jestem wzrokowcem- Odparł swobodnie.
-Zawsze myślałam, że kinestetykiem...- Stwierdziłam złośliwie. Puścił moją uwagę mimo uszu i poszedł zapłacić za buty.
***
            Siedziałam przytulona do Damonem na kanapie, w ręce trzymając gorącą herbatę. Po zakupach czekała nas jeszcze jedna sprawa do załatwienia. Mianowicie zaraz miały przyjść moje przyjaciółki oraz Klaus. Wszystko po to, żeby przywrócić człowieczeństwo Stefanowi.
Z jednej strony chciałam, aby wszystko się udało, jednak z drugiej… Co mu miałam powiedzieć? Słuchaj, teraz jestem z Damonem, wiem, że ci się to niepodobna, ale mam to głęboko i szeroko gdzieś? Szczerze? To prawda, ale nie chciałabym, aż tak go krzywdzić.
-Co tak zamilkłaś?- Zapytał się Damon z troską, delikatnie całując czubek mojej głowy.
-Nie wiem jak spojrzeć twojemu bratu w oczy- Odparłam zgodnie z prawdą.
-To on namieszał, nie ty. Nie musisz się obawiać- Wtuliłam się jeszcze mocniej w jego ramię.
-Jak chcesz, to potrafisz być nawet miły- Zaśmiałam się delikatnie.
-Dla ciebie zawsze. Mam problem z byciem miłym dla innych- Stwierdził.
-Nie umknęło to mojej uwadze.
            Niespodziewanie, bez żadnego ostrzeżenia, drzwi pensjonatu otworzyły się z hukiem, a do środka wparowały moje przyjaciółki.
-Mam nadzieję, ze nie przeszkadzamy- Powiedziała Caroline, patrząc na nas znacząco.
-Skądże znowu, ale pukanie to nie taka wielka filozofia- Odparł Damon i jak na zawołanie ktoś zapukał. Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Klaus. –O tym mówię. Nawet on potrafi się zachować.


No więc, wracam do was z ogromnymi przeprosinami oraz nowym rozdziałem.
Wiem, jestem do zabicia, za tak długą nieobecność...
Ale znalazłam się na zakręcie, 
a zanim wszystko wyprostowałam trochę czasu minęło.
Co do rozdziału...
Powiem szczerze, strasznie się nad nim męczyłam
i zdaję sobie sprawę, że akcji jest mało.
Mam nadzieję, że rozumiecie ;)
To chyba tyle :)
Serdecznie zachęcam do pozostawienia po sobie śladu  :D
I dziękują za wszystkie dotychczasowe komentarze, nominacje 
i oczywiście za to że czytacie te moje wypociny :*
Pozdrawiam i przesyłam buziaczki :*