środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 23

Oczami Eleny:

Już południe, jak ten czas szybko leci. Siedziałam sobie właśnie wygodnie na krześle, podczas gdy Damon krzątał się po kuchni. Nie ukrywajmy, był to bardzo rzadki widok. Wampir zwykle nie kwapił się do choćby do pomocy, a co dopiero do samodzielnego gotowania, dlatego śledziłam wzrokiem każdy jego ruch.
-Jesteś pewny, że nie potrzebujesz pomocy?- Zapytałam, chociaż chłopak sprawnie posługiwał się nożem i garnkami.
-Jestem pewny- Odparł krótko, biorąc do ręki zieloną paprykę.
-Ale będzie to jadalne?- Zaczęłam się droczyć, spoglądając na niego sceptycznie i podchodząc trochę bliżej.
-Wątpisz w moje umiejętności kulinarne?- Uniósł brwi do góry. Położył warzywo na desce i przekroił je.
-Nie ja to powiedziałam- Złośliwie wystawiłam język.
-Oj, nie grab sobie, bo będziesz tego żałowała- Zagroził mi palcem, uśmiechając się pod nosem.
-Tak? Trzęsę się ze strachu...- Prychnęłam cicho.
            Nic nie odpowiedział. Odłożył nóż na blat i bez ostrzeżenia przewiesił mnie sobie przez ramię. Podobnie jak Shrek Fione. Musiało to wyglądać komicznie. Poprawił mnie, tak abym się nie ześlizgnęła i wyprowadził z pomieszczenia.
-Ej, co robisz?- Zapytałam ze śmiechem, podczas gdy Damon kładł mnie na wersalce.
-A teraz siedzisz tu i czekasz- Powiedział stanowczo, wskazując ręką na siedzisko.
-A jak się nie dostosuję?- Nie żebym zaraz miała z powrotem pobiec do kuchni, ale zapytać się nie zaszkodzi.
-To zamknę cię na górze i wypuszczę dopiero jak skończę- Wzruszył ramionami. –To jak będziesz tu siedzieć jak grzeczna dziewczynka?
-Jakbym miała jakieś wyjście…- Skrzywiłam się. Puścił tę uwagę mimo uszu i wrócił do kuchni.
            Zostałam sama na kilka minut. Nie mając żadnego zajęcia bezczynnie wpatrywałam się w sufit, co jakiś czas głośno wzdychając.
            Po jakiś piętnastu minutach nie wytrzymałam. Podniosłam się z kanapy i pod pretekstem zaspokojenia pragnienia, ruszyłam z powrotem do kuchni.
-Zgubiłaś się?- Usłyszałam, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia.
-To już nawet nie mogę się napić?- Rzuciłam, całkowicie ignorując wcześniejsze polecenie Damona.
            Nie spiesząc się podeszłam do lodówki. Wzrokiem przejrzałam jej zawartość, aż w końcu natrafiłam na sok pomarańczowy. Nie zaprzątając sobie głowy szklanką, czy innym naczyniem, pociągnęłam z przysłowiowego gwinta. Schowałam sok na miejsce, zatrzasnęłam drzwiczki i oparłam się o parapet.
            Spojrzałam na Damona, który wkładał zrobiony przez siebie szaszłyk do piekarnika. Nastawił stoper i zwrócił się do mnie.
-Co ty tu jeszcze robisz?- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Chłopak podszedł do mnie. Zmarszczył brwi i przekrzywił głowę lekko w lewą stronę. –Obraziłaś się?- Kolejne wzruszenie ramion. –Za co?
-Dlaczego z góry zakładasz, że się obraziłam?
-Ponieważ nie odpowiadasz- Odparł jakby to było oczywiste.
-Bo nie mam ochoty- Odwróciłam się przodem do okna. Słońce świeciło na całego. Wiatr delikatnie poruszał zielonymi liśćmi, a na zielonej, równo przystrzyżonej trawce w skupiskach rosły bialutkie stokrotki. Sam ten widok potrafił poprawić człowiekowi humor. –Poza tym nie odpowiadam na głupie pytania.
-Widzę, że już wróciłaś do swojego prawdziwego oblicza- Poczułam silne ramiona obejmujące mnie od tyłu.
-Prawdziwego oblicza?- Zdziwiłam się.
-Do pyskowania- Odparł ze śmiechem, po czym cmoknął mój policzek.
-Skoro tak sądzisz…- Uśmiechnęłam się delikatnie i przekręciłam twarzą do Damona. Chłopak nie czekając na pozwolenie złączył nasze usta w pocałunku.


Oczami Stefana:

-Cóż to za niemiła niespodzianka- Mruknąłem ujrzawszy osobę stojącą za drzwiami pokoju hotelowego.
-Ja się cieszę, że cię widzę- Stwierdziła Katherine, bez zaproszenia wchodząc do środka. Po drodze przejechała ręką po moim policzku. –Tęskniłam.
-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o sobie. Czego chcesz?- Wolałem mieć to spotkanie jak najszybciej z głowy.
-Zobaczyć się z tobą. Widzę, iż jako ten najmądrzejszy uciekłeś z Mystic Falls- Powiedziała usatysfakcjonowana.
-Uciekłem?- Nie do końca wiedziałem, o co jej chodzi. Znów coś kombinuje.
-No wiesz, Jake, zaklęcie i te sprawy- Wzruszyła ramionami. –Chyba, że nie wiesz… W sumie nie mój problem.
-Jakie zaklęcie?
-Nieważne- Mruknęła kierując się do wyjścia.
            Nie mogłem pozwolić, aby teraz opuściła ten pokój. Nie po tym, co powiedziała i co wie. Może i wyjechałem, ale pogodziłem się z wyborem Eleny, a i z Damonem miałem w miarę dobry kontakt.
            Tak więc, niewiele myśląc, przygwoździłem Katherine do ściany.
-Spokojnie, bo sobie krzywdę zrobisz- Rzekła niewzruszona.
-O mnie się nie martw- Powiedziałem stanowczo, po czym zostałem gwałtownie odepchnięty do tyłu. Ledwie zachowałem równowagę.
-Raz: jestem od ciebie starsza. Dwa: nie żywię się zwierzętami. Chyba nie myślisz, że mnie tu zatrzymasz…?- Oznajmiła, strzepując paproch ze swojej krótkiej sukienki. Popatrzyłem na nią gniewnie. –No dobra. Powiedzmy, że mam dzień dobroci dla zwierząt. Jake: gorszy od Klausa. Zaklęcie: potrzebny sobowtór. To tyle, co powinieneś wiedzieć- Wzruszyła ramionami. –I dobrze radzę, nie wracaj do Mystic Falls.
            Wyminęła mnie, pomachała i wyszła, zostawiając mnie sam na sam z myślami.


Oczami Damona:

            Po obiedzie wyszliśmy na spacer. Mając w dłoni czekoladowe lody włoskie, zasiedliśmy na ławce. Elena oparła głowę na moim ramieniu i w zamyśleniu przyglądała się fontannie.
-Wiesz, to już jakieś pół roku, od kiedy mamy spokój z Katherine, Klausem, hybrydami, ze wszystkim- Stwierdziła cicho, uśmiechając się delikatnie.
-Lepiej późno niż wcale- Odpowiedziałem. Chociaż miałem dziwne przeczucie, iż nie potrwa to już długo. Wolałem jednak odpędzić od siebie te myśli i nie martwić Eleny zawczasu.
            Niespodziewanie poczułem wibracje telefonu, wydobywające się z mojej kieszeni. Szatynka spojrzała na mnie pytająco.
-Braciszek się stęsknił- Wytłumaczyłem. Dotknąłem zielonej słuchawki i od razu przełączyłem na głośno-mówiący. –Zakład pogrzebowy „Radość”. W czym mogę pomóc?- Dziewczyna szturchnęła mnie łokciem, prychając pod nosem.
-Cóż za kreatywna nazwa- Rozległ się głos Stefana. –Rozkręcasz nowy interes?- No proszę, od kiedy mój braciszek stosuje riposty? Słabe, bo słabe, ale są.
-A co? Potrzebujesz pochować każdego szaraczka, wiewióreczkę i Bambi, którego kiedykolwiek wyssałeś?- Uniosłem brwi do góry.
-Czy możecie, chociaż raz postarać się zachowywać poważnie?- Spytała Elena z udawaną irytacją i powstrzymywanym uśmiechem na twarzy.
-Racja. Nie po to dzwonię. Widziałem się z Katherine- Oznajmił Stefan, przybierając formalny ton głosu.
-I co w związku z tym?
-Dowiedziałem się tylko, że ucieka przed jakimś Jakem, który prawdopodobnie jest gorszy od Klausa. Znowu chodzi o jakieś zaklęcie, do którego potrzebny jest sobowtór. Tyle mi powiedziała- Powiedział bezradnie.
-No to świetnie. Czy do wszystkich zaklęć potrzebny jest sobowtór?- Podsumowałem, starając się zapanować nad sobą. Miałem ogromną ochotę rzucić czymś, rozwalić, ewentualnie skręcić komuś kark. Cokolwiek, co pozwoliłoby mi rozładować negatywną energię. Zamiast tego wziąłem głęboki wdech.
-Jeżeli dowiem się czegoś więcej dam wam znać. Do tego czasu uważajcie na siebie.
-Jasne, ty też. Do usłyszenia- Pożegnała się Elena.
-Cześć bracie- Mruknąłem i zakończyłem połączenie.
Spojrzałem na Szatynkę, która już od dłuższego czasu kurczowo trzymała się mojej dłoni.
-Zapeszyłaś- Podsumowałem cicho.


Witam was bardzo serdecznie :)
Jak widzicie po bardzo długim czasie pojawił się rozdział. 
Może nie jest najdłuższy, 
ale jak pewnie zauważyliście, nie przepadam pisać długich opowiadań.
W każdym razie, śmiało mogę powiedzieć,
że zaczęły się wakacje.
No może nie do końca, ale takie lekcje, to nie lekcje. ;p
W związku z tym rozdziały będą się pojawiać w miarę regularnie :)
(tak jak na początku)
Dodatkowo planuję założyć, jeszcze jednego bloga o tej samej tematyce :)
Więc, jeżeli jesteście zainteresowani, czytaniem jeszcze jednych moich wypocin
i chcecie zostać poinformowani kiedy pojawi się prolog,
zostawcie informacje w komentarzu ;)
Nie będę was już dłużej przynudzała, 
jeszcze tylko podziękuję wam z całego serduszka za komentarze
oraz bardzo serdecznie pozdrowię.
Buziaki :*