Oczami Damona:
Przed moimi oczami odgrywała się tak
nieprawdopodobna scenka, że aż mnie zamurowało.
I wcale nie chodziło mi o to, że
Stefan pije krew człowieka, do tego prosto z żyły, tylko o to, z kim to robi.
Nawet ja nie posunąłbym się tak nisko. Otóż z moim braciszkiem urzędował nie,
kto inny, jak panna Pierce. We własnej osobie.
-To, co robimy?- Z
zamyślenia wyrwał mnie głos Eleny.
-Poskręcamy parę
karków- Wzruszyłem ramionami. Dziewczyna wlepiła we mnie niedowierzające
spojrzenie.
-A tak na serio?
-Mówię serio- Udałem
oburzenie.
-I masz zamiar to
zrobić, przy tych ludziach?- Uniosła brwi do góry.
-Wszyscy tutaj są
zahipnotyzowani. Inaczej już dawno ktoś zareagowałby na tą scenkę- Teatralnie
machnąłem ręką, ukazując zgromadzonych.
Niespodziewanie, jak na potwierdzenie moich słów, podszedł do nas
ochroniarz. Był łysy, wielki i umięśniony. Na dodatek poruszał się na sposób
tak zwanego „wożenia”. Normalny człowiek przestraszałby się.
-Państwa nie powinno
tutaj być- Powiedział znudzonym głosem.
-A nie mówiłem?-
Zwróciłem się do Eleny. –Widzi pan, jakoś nie mamy zamiaru stąd wyjść-
Ochroniarz popatrzył na mnie jak na wariata.
-Ale ja się nie
pytam, czy ma pan zamiar. Na razie grzecznie wypraszam. Jeżeli nie weźmie sobie
pan tych słów do serca, dojdzie do rękoczynów.
-Drżę ze strachu- Wyczuł sarkazm w moim głosie.
-Drżę ze strachu- Wyczuł sarkazm w moim głosie.
-Damon… Chodźmy…-
Powiedziała Elena, chwytając mnie za rękę. –Mam plan- Dodała po chwili, gdy zobaczyła,
że nie mam zamiaru ruszyć się z miejsca. Niechętnie wyszedłem za dziewczyną.
-Więc?- Spytałem, po
znalezieniu się na zewnątrz.
-Wejdę tam i spróbuję
wywabić ich ze środka, a potem ty poskręcasz karki, czy co tam chcesz…-
Wzruszyła ramionami.
-Nie ma takiej opcji.
Gdyby tylko cię zobaczyli… Nie oszukujmy się. Zabiliby cię, bez mrugnięcia
okiem- Spojrzałem dziewczynie prosto w oczy.
-Potrafię się bronić-
Położyła dłoń na moim policzku.
-Ja to wiem, ty to
wiesz i Stefan też to wie.
-Rzecz w tym, że nie
wie…- Spuściła głowę.
-Jak to?
-Posłuchaj, po tym
jak wyjechałeś, poprosiłam go, żeby nauczył mnie jak się obronić. Wiesz, jaki
on jest. Powiedział mi, że to nie będzie konieczne, sam to zrobi w razie
potrzeby i żebym nie zadzierała z wampirami, a wszystko będzie dobrze. Po
pewnym czasie miałam już dość naciskania i dałam mu spokój. Jednak nie odpuściłam.
Poprosiłam Alarica i tak jakoś wyszło, że Stefan nic nie wie, do dnia
dzisiejszego- Uniosłem brwi, lekko zszokowany. Na twarzy dziewczyny gościł
delikatny uśmiech.
-To nie zmienia
faktu, iż samej cię nie puszczę- Wywróciła oczami.
-A, co innego możemy
zrobić?
-Powiem szczerze,
zainspirowałaś mnie- Chwyciłem w dłoń kosmyk jej włosów i zacząłem się nim
bawić. –Zamiast ciebie pójdzie inna dziewczyna.
-Pod pretekstem…-
Poganiała mnie.
-Szybkiego numerku.
-Poważnie? A, co, z
Katherine? Nie wypuści Stefana. Poza tym, nie chcę narażać niewinnego
człowieka, na takie niebezpieczeństwo.
-Nikomu nic się nie
stanie. Obiecuję- Patrzyłem głęboko w oczy dziewczyny. Widać w nich było
niepewność, która z każdą chwilą malała.
-Na pewno?- Chciała
się upewnić.
-Na pewno- Potwierdziłem,
przybliżając twarz do jej twarzy, po czym złożyłem na jej ustach delikatny
pocałunek. Dziewczyna nie opierała się. Wplotła palce w moje włosy, a ja wodziłem
rękami po jej plecach, chcąc jeszcze bliżej ją do siebie przyciągnąć. W końcu
się od siebie oderwaliśmy. Staliśmy opierając się czołami.
-Nie wiem, czy to się
uda- Powiedziała prawie szeptem.
-Od, kiedy jesteś
taką pesymistką?
-Nie pesymistką,
tylko realistką. Poza tym…- Zrobiła krótką pauzę. -Myślę, że Katherine, nie
będzie odstępowała go o krok.
-Nie dowiemy się,
dopóki nie spróbujemy.
-Masz rację-
Uśmiechnęła się delikatnie.
-Moja droga… Wiem, że
dawno się nie widzieliśmy, ale czy czasem nie zapomniałaś o mojej największej
zalecie?- Dziewczyna obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem. –Otóż ja mam zawsze
racje- Na co ona tylko pokręciła z niedowierzaniem głową.
Oczami Stefana:
Ale się najadłem. Nie pamiętam,
kiedy byłem taki pełny, chociaż dla wampira krwi nigdy nie jest za mało. Nie
zabijaliśmy ludzi. To był warunek Katherine, który wcale, ale to wcale mi się
nie podobał. Ledwo się do niego dostosowywałem.
Plus jeszcze to przywiązanie do wampirzycy. To już była kompletna
porażka. Zero prywatności.
Rozejrzałem się po barze w poszukiwaniu nowej ofiary. Najlepsze były te
siedzące samotnie przy barze i popijające alkohol. W takich przypadkach nie
przerywano mi posiłku. Jednak nikogo takiego nie znalazłem. Wszystkie w miarę
urodziwe dziewczyny, siedziały z grupką znajomych, rozmawiając i śmiejąc się.
Popijając whisky, przyglądałem się drzwiom. Nie minęło dużo czasu, gdy
do środka weszła młoda, ciemnowłosa dziewczyna. Miała na sobie krótką spódniczkę,
brązową kurtkę i buty tak wysokie, że zastanawiałem się, jak ona w ogóle daje
radę w nich iść. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nagle jej wzrok podchwycił
moje spojrzenie. Uśmiechnęła się promiennie i ruszyła w moją stronę.
-Hej- Powiedziała
pewna siebie. Nie zawracając sobie głowy, skrzywioną miną Katherine, zajęła
miejsce obok mnie. –Jestem Natalie. A taki przystojniak jak ty musi nazywać się…
-Stefan- Dodałem w
pozostawioną przez dziewczynę lukę.
-Stefan. Tak
myślałam- Zaśmiała się delikatnie. –No, więc Stefanie, czy nie miałbyś ochoty
na mały spacer?
-A nie boisz się, że
jestem seryjnym zabójcą?
-Nie wyglądasz mi na
takiego, a znam się na ludziach.
-W takim razie bardzo
chętnie- Odpowiedziałem wstając. Identycznie uczyniła dziewczyna.
-Nigdzie się nie
wybierasz- Po raz pierwszy odezwała się Katherine.
-Och. Daj spokój,
koleżanka tak ładnie prosi- Puściłem oczko do stojącej obok mnie Natalie. –Zresztą
i tak nie odejdę od ciebie dalej niż na dziesięć metrów- Dodałem złośliwie,
poczym nie zważając na protesty wampirzycy wyszedłem z baru.
Oczami Eleny:
Stałam za rogiem, przyciśnięta do
zimnej ściany przez Damona. W ręce miałam kuszę i kilka metalowych strzał.
Dlaczego metalowych? Odpowiedz jest prosta. Po prostu nie chcieliśmy zabijać
młodszego Salvatore. Ewentualnie zranić, nastraszyć, ale broń Boże zabijać.
W duchu modliłam się, aby wyszedł
razem z tą dziewczyną. W gruncie rzeczy była nawet trochę do mnie podobna. No,
może nie licząc skąpego stroju. Za to miała długie ciemne włosy, brązowe oczy i
była dość wysoka.
Odczekaliśmy jeszcze chwilę, aż
wreszcie drzwi otworzyły się, a ze środka wyszła oczekiwana przez nas para.
Wyjrzałam zza rogu, na celu mając zapoznanie się z zaistniałą sytuacją.
Tak jak myślałam, Stefan od razu przyssał się do szyi Natalie.
Chciałam spojrzeć na Damona, powiedzieć mu, żeby coś zrobił, jednak
jego już przy mnie nie było. W tej chwili stał przed dziewczyną patrząc w jej oczy.
-A teraz zapomnisz i
wrócisz do domu- Natalie odwróciła się i jak gdyby nigdy nic ruszyła w stronę
zachodniej części miasta. Starszy Salvatore zwrócił się do brata. –Witam,
witam. Kogo moje piękne oczy widzą?
-O mój kochany
braciszek! A gdzie zgubiłeś Elenę?- Dopiero teraz zorientowałam się, że dalej
stoję za rogiem. Z lekkim wahaniem wyszłam. Kuszę miałam skierowaną prosto w
serce Stefana.
-O mnie mówicie
chłopcy?- Odezwałam się. Samą siebie zdziwiłam. Głos miałam nadzwyczaj pewny i
spokojny.
-No i jesteśmy w
komplecie. Jak za starych dobrych czasów- Stwierdził Damon z ironicznym
uśmiechem.
-Te wspomnienia…- Młodszy
Salvatore udawał zamyślenie. -Zastanawia mnie jeden fakt. A może nie
zastanawia, tylko zadziwia? Otóż, dlaczego dałeś Elenie kuszę? Przecież ona
nawet cięciwy nie naciągnie.
-Och braciszku, jak
ty mało o życiu wiesz. Eleno, zademonstruj proszę, co potrafisz- Zwrócił się do
mnie- Widzisz tamtą dziuplę?- Kiwnęłam potwierdzająco głową. -Strzel do niej.
Byłam pewna, że trafie. Nieźle radziłam
sobie z tego typu bronią. Bez wahania wymierzyłam w tamto drzewo i nacisnęłam
spust. Strzała leciała z zabójczą szybkością. Po niecałej sekundzie wbiła się w
sam środek dziupli. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ponownie naładowałam
broń.
-Jeszcze jakieś
wątpliwości?- Zapytałam.
-To był czysty
przypadek. Szczęście nowicjusza- Starał się wytłumaczyć Stefan.
-Nie byłbym taki
pewien- Stwierdził Damon z płomiennym uśmiechem. –A wracając do sprawy, która
najbardziej nas interesuje. Wracasz z nami po dobroci, czy mam skręcić ci kark?
-Chętnie bym z wami
poszedł, ale mam taki mały problem.- Ruszył się z miejsca i nagle jakby odbił
się od niewidzialnej ściany. -Jakaś wiedźma rzuciła na mnie zaklęcie i nie mogę
się oddalić od panny Pierce.
-No pięknie… Nie mogłeś
do brata wcześniej zadzwonić i go poinformować?- Zapytał Damon z udawaną urazą.
-Zaczekajcie,
zadzwonię do Bonnie, może ona coś wymyśli- Wyciągnęłam telefon z kieszeni i
wykręciłam numer do czarownicy. Odebrała po dwóch sygnałach.
Oczami Bonnie:
Przyglądałam się Caroline, która z
niezadowoloną miną szykowała się na spotkanie z Klausem, gdy nagle usłyszałam
telefon. Dzwoniła Elena. Odebrałam od razu.
-Znaleźliście
Stefana?- Zastąpiłam powitanie pytaniem.
-W zasadzie tak, ale
nie w tym rzecz. Posłuchaj, jakaś czarownica rzuciła zaklęcie i on nie może się
oddalać od Katherine. Masz pomysł jak to złamać?- Zamyśliłam się na chwilę.
-Jak daleko może od
niej odejść?- Spytałam.
-Na oko z dziesięć
metrów- Odpowiedziała niepewnie.
-Jedyne, co
przychodzi mi do głowy to…- Nie dane mi było dokończyć.
-Stop!- Krzyknęła
Elena. –Napisz mi to w wiadomości.
-Nie ma sprawy.
-Dziękuję- Rozłączyła
się, a ja zajęłam się pisaniem SMS-a.
Jedyne, co przychodzi mi do głowy
To skręcić Stefanowi, albo Katherine kark,
Lub wbić kołek, czy wyrwać serce.
Myślę, że to pierwsze wystarczy.
I wysłałam. Ponownie przeniosłam
wzrok na Caroline. Była już gotowa do wyjścia. Wyglądała naprawdę ślicznie.
Miała na sobie czerwoną sukieneczkę przed kolana, czarną marynarkę oraz
szpilki. Włosy spięła w koczek, z którego wystawały niesforne kosmyki.
-Jak wyglądam?
-Ślicznie-
Uśmiechnęłam się do koleżanki.
-Miałam nadzieję, że
tego nie powiesz- Stwierdziła z sarkazmem, poczym podeszła do lodówki.
Otworzyła drzwiczki i wyciągnęła całą butelkę wódki. Nie zawracając sobie głowy
kieliszkiem, pociągnęła prosto z gwinta.
-Co robisz?-
Zapytałam zdziwiona.
-Nie dam rady wziąć tego
na trzeźwo- Wzruszyła ramionami.
-I myślisz, że Klaus
nie wyczuje od ciebie alkoholu?
-Mam to gdzieś.
Kupiłam tic taki- Obie zaczęłyśmy się śmiać.
Oczami Eleny:
Po rozmowie z Bonnie, odczekaliśmy
jeszcze parę sekund, zanim otrzymaliśmy wiadomość. Otworzyłam ją, odczytałam i
sama nie wiem, co poczułam. Z jednej strony cieszyłam się, a z drugiej byłam
pewna, że gdy Katherine dowie się prawdy, będziemy mieli kłopoty. Podałam
telefon starszemu Salwatorowi. Ten przeczytał wiadomość i bez słowa podszedł do
brata. Chwycił go za głowę i sprawnym ruchem skręcił mu kark. Ciało Stefana bezwładnie
opadło na ziemię.
-Marzyłem o tym od
samego przyjazdu- Stwierdził Damon, na co ja tylko się zaśmiałam.
Od czego by tu zacząć...? Może tak: Przepraszam za tak długą nieobecność, na którą tak naprawdę nie mam wytłumaczenia. Po prostu miałam lenia ;P Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
W zamian wymęczyłam dla was, trochę dłuższy niż zwykle rozdział ;p
Przepraszam za błędy, bo zdaję sobie sprawę, że takowe się znajdują
i mimo moich chęci (czytania wszystkiego ze 100 razy),
nie udało mi się wszystkich wykryć i poprawić.
To chyba wszystko ;) Zachęcam do dodawania swoich opinii na temat rozdziału :)
Oraz pozdrawiam ;*