Sen. W średniowieczu myślano, iż
jest to stan umysłu przygotowujący nas do śmieci. Z biegiem czasu przypuszczenia
te znacznie się zmieniły. Niektórzy sądzą, że sny to sceny z naszej
przyszłości. Jednak prowadzone badania dokładnie określiły definicje snu. Brzmi
ona mniej-więcej tak: stan
czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i
przemijający w rytmie około dobowym, podczas którego następuje zniesienie
świadomości i bezruch.
Z reguły nie pamięta się snów. Jednak istnieją tak realistyczne, że
trwale wbudowują się w ludzki umysł.
Oczami Eleny:
Ciemność otaczała mnie z każdej
strony. Jakby czarne macki owinęły moje ciało i nie chciały puścić. Czy się
bałam? Na pewno, ale nie był to strach, który zwykle się czuje. To uczucie było
nie do opisania. Wnet zobaczyłam jasny, prostokątny punkt wysoko na ścianie,
przez który do środka wpadały wiązki światła. Jednak nie był to srebrny
księżycowy blask, widywany każdej nocy. Owe światło miało nienaturalnie zielony
połysk. Kierowana niekontrolowanym impulsem ostrożnie podeszłam do okienka.
Wspięłam się na palce, by choć trochę dostrzec źródło tego dziwnego zjawiska.
Nie mogłam określić, co to dokładnie jest. Nigdy czegoś takiego nie widziałam.
W głębi lasu, pomiędzy drzewami prześwitywał swojego rodzaju portal, z którego
wydostawały się ciemne postacie. Przerażona cofnęłam się wpadając na
przeciwległą ścianę. Osunęłam się po niej, zupełnie nie wiedząc, jakiego
zjawiska byłam świadkiem. Przeczucie podpowiadało mi, że to nic dobrego.
Wtem postrzegłam ruch. Wydawało
mi się, iż byłam sama w tym pomieszczeniu, czy też ściślej mówiąc celi. Jednak
ciemna postać kuliła się w rogu. Chciałam dostrzec jej twarz, niestety przez
panujący tu mrok nie byłam w stanie. Nagle usłyszałam zachrypnięty głos: „To będzie
się dziać, dopóki krew będzie płynąć”.
-Elena?- Głos Damona
wyrwał mnie ze snu.
Gwałtownie otworzyłam oczy, nie wiedząc, co się dzieje. Nie czułam się
dobrze. Z nosa ciekła mi krew, serce biło jak szalone, a oddech miałam
przyspieszony i płytki. Szybko przeszłam do siadu, co okazało się bardzo złym
pomysłem, ponieważ od razu zakręciło mi się w głowie. Całe szczęście, że
zostałam przytrzymana przez Salvatore.
-Pochyl się do przodu
i poczekaj na mnie- Polecił i zerwał się z łóżka.
Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać.
Co się ze mną działo? Ten sen był taki realistyczny. I te słowa na jego końcu… To
przerażające. Rzadko, kiedy miewałam koszmary, a tym bardziej krwotoki z nosa.
Cała ta sytuacja odbiegała od normy. Przeczucie podpowiadało mi, że wkrótce stanie
się coś strasznego.
Nie minęły nawet dwie sekundy, a Damon był już z powrotem. W ręce
trzymał paczkę chusteczek higienicznych i zimny okład. Usiadł koło mnie.
Odgarnął włosy z mojego karku i położył na niego chłodny ręczniczek. Chusteczką
delikatnie otarł krew, która w dalszym ciągu wypływała z mojego nosa.
Westchnęłam głośno. Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, iż przez
cały czas z mych oczu leciały gorzkie łzy. Damon spojrzał na mnie z troską i
delikatnie otarł moje mokre policzki.
-Co się stało?-
Zapytał lekko zaniepokojony.
-Ja… Nie wiem. Ten
sen…- Powiedziałam pociągając nosem i wtuliłam się w niego.
-Cichutko. To tylko
koszmar- Stwierdził starając się mnie uspokoić. –Jestem tu. Nic ci nie grozi-
Wiedziałam to. Czułam się bezpiecznie, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że przy
wampirze włos mi z głowy nie spadnie.
-Wiem- Wymamrotałam.
***
-Widziałyście już
nową profesor?- Zapytałam przyjaciółki, siedząc w sali wykładowej.
-Nie- Odpowiedziała
Caroline, wzruszając ramionami. –Nikt jej nie widział. Nawet nie znamy jej
nazwiska.
-To dziwne- Wtrąciła
Bonnie. –Bardzo szybko znaleźli zastępstwo za Holdena. Swoją drogą szkoda mi
tego faceta. Praca to całe jego życie.
Właśnie w tym momencie do sali
weszła bardzo młoda dziewczyna, kierując się do biurka. Ubrana była w białą
bluzkę z kołnierzykiem i ołówkową spódnicę. Włosy miała w odcieniu bardzo
jasnego blondu.
-To ona?- Zapytałam
zdziwiona. –Przecież wygląda na góra dwadzieścia lat.
-A ubiera się jakby
miała z pięćdziesiąt- Stwierdził Damon, na co zaczęłam się śmiać.
-Panno Pierce,
przeszkadzam pani?- Usłyszałam donośny i dotąd nieznany głos, jednak
zignorowałam go. Ba, nawet nie spojrzałam w stronę nauczycielki.
-Eleno, ona chyba mówi
do ciebie- Stwierdziła Caroline z szokiem wymalowanym na twarzy. –Bierze cię za
Katherine.
Dopiero teraz postrzegłam, że oczy wszystkich zgromadzonych zwrócone są
w moją stronę. Od razu spoważniałam.
-Gilbert-
Powiedziałam cicho, spoglądając na panią profesor.
-Co proszę?- Zapytała
zdezorientowana wykładowczyni. –Poza tym wypadałoby wstać, gdy do mnie mówisz-
Zwróciła mi uwagę. Zmarszczyłam brwi, ale wykonałam polecenie.
-Nazywam się Elena
Gilbert, pani profesor…- Powiedziałam już głośniej, nie wiedząc jak dokończyć.
-Melissa Salvatore- Kolana
się pode mną ugięły.
Opadłam zdziwiona na siedzenie, a mój wzrok natychmiast powędrował na
Damona. Ten tylko patrzył się wielkimi oczami na stojącą pod tablicą kobietę.
Mięśnie jego twarzy były napięte, a żyłka na skroni niebezpiecznie pulsowała.
Był zdenerwowany i zdezorientowany. Czyżby jego siostra przeżyła pożar w domu
dziecka? W gruncie rzeczy to możliwe.
-Damon?- Złapałam go
za rękę. –Zostaniemy po zajęciach, prawda?- Kiwnął tylko głową.
Wzięłam do ręki długopis. W
zeszycie, który służył tylko do „sprawiania pozorów” napisałam krótki liścik do
przyjaciółek: Zostaniemy chwile po
zajęciach, wyjaśnić całą tę sytuację. Zgodnie skinęły głowami.
Oczami Damona:
Cztery godziny minęły jak z bicza
strzelił. Nie mogłem pozbierać myśli. Może dziewczyna prowadząca zajęcia naprawdę
była moją siostrą? Ale jak? Istniało pewne podobieństwo. Obie miały jasne
włosy, jednak ile jest blondynek na świecie? To niedorzeczne. Przecież dobrze
widziałem, co zostało z sierocińca.
-To co? Idziemy?- Z
zamyślenia wyrwał mnie zatroskany głos Eleny.
-A gdybym poprosił
cię żebyś poczekała przed salą, zgodziłabyś się?- Zapytałem domyślając się
odpowiedzi.
-Nie ma opcji-
Rzuciła i pociągnęła mnie w kierunku pakującej się profesorki.
-Tak myślałem-
Mruknąłem pod nosem.
Razem z Eleną i jej przyjaciółkami
zaczęliśmy przeciskać się przez zmierzających do wyjścia studentów. Każdemu
spieszyło się do domu, a my utrudnialiśmy ruch, więc nie obyło się bez paru
przekleństw ze strony wychodzących. Normalnie wkurzyłoby mnie takie zachowanie,
jednak dziś nie miałem ochoty w jakikolwiek sposób go komentować.
Wreszcie dotarliśmy na przód sali. Spojrzałem
na profesorkę, a na moją twarz wstąpił charakterystyczny pogardliwy uśmieszek.
-Damon Salvatore…
Kopę lat, braciszku- Powiedziała specjalnie kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Braciszku? Miałbym
pewne wątpliwości- Stwierdziłem. –Ale załóżmy, iż to prawda. Jak to się stało,
że żyjesz?- Uniosłem lekko brwi.
-Mam instynkt
samozachowawczy- Wzruszyła ramionami.
-Jakoś wcześniej tego
nie zauważyłem- Mruknąłem sceptycznie.
-Od czasu do czasy
ludzie potrafią zaskakiwać. Poza tym, kiedy ostatni raz się widzieliśmy miałam
dziewięć lat- Stwierdziła spoglądając na mnie.
-Jeden fakt się
zgadza. Czekam na resztę- Dociekałem.
Cóż, może i przypomina moją siostrę, ale jaką mam pewność, iż nią jest?
Żadną. Przykra prawda. Może w głębi duszy chciałbym, aby nią była. Gdzieś w jej
najgłębszych zakamarkach, pragnąłem ją poznać, zaprzyjaźnić się. Co się ze mną
dzieje? Ja, Damon Salvatore chcę się z kimś zaprzyjaźnić… To nienormalne.
-Trafił swój na
swego- Usłyszałem głos Eleny, która zwracała się do którejś z przyjaciółek.
Odwróciłem się w jej stronę.
-Co proszę?-
Zapytałem unosząc brwi wysoko do góry.
-Damon, może tego nie
widzisz, ale ona ma identyczny charakter jak ty. Jest tak samo uparta i
pyskata. Wiem, ze to nie dowodzi waszego pokrewieństwa, ale…- Wzruszyła
ramionami. –Myślę, że jest ono bardzo prawdopodobne.
-Widzę, że mamy
więcej wspólnego niż myślałam. Oboje uparci i pyskaci- Stwierdziła moja
„siostra”. –Nawet ona to zauważyła- Podkreśliła słowo ONA i wskazała na Elenę.
-Ona ma imię- Rzekła
Gilbert.
-I rację- Dodałem.
–Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jak to się stało, że żyjesz?
-To długa historia-
Stwierdziła kierując się do drzwi.
-Mamy czas-
Popchnąłem ją na sąsiednie krzesło. Wampirzyca przewróciła oczami.
-Powiedzmy, że miałam
szczęście- Spojrzałem na nią pytająco. -W dniu pożaru po prostu uciekłam. Byłam
przekonana, iż mój anioł struż będzie nade mną czuwał i wszystko jakoś się
ułoży. Jednak myliłam się- Spojrzała na mnie w taki sam sposób jak ta
dziewięcioletnia dziewczynka, którą pamiętam. –Jakiś rok żyłam żebrząc, później poszłam do pracy.
Sprzątałam domy bogaczy i tam natrafiłam na rodzinę Mikaelson’ów. Gdy miałam
dziewiętnaście lat zostałam przemieniona. Ot cała historia- Podniosła się z
krzesła.
-Dlaczego nie
pojawiłaś się wcześniej?- Zapytała dotąd milcząca Caroline.
-Bo Damon był świnią.
Dopiero jakiś czas temu usłyszałam, że zmiękł- Wyjaśniła. Ja zmiękłem? Już
chciałem coś powiedzieć, jednak wyprzedziła mnie wiedźma.
-A Stefan?
-A jego nie lubię-
Stwierdziła ze szczerością w głosie.
Powiem szczerze.
Ten rozdział zupełnie inaczej sobie wyobrażałam i nie podoba mi się.
Jest z nim coś nie tak i nie wiem co...
Z góry przepraszam za błędy, które się pojawiły.
Chciałam podziękować wam za wszystkie komentarze :*
Jesteście świetni :)
To chyba tyle :)
Trzymajcie się cieplutko ;*