Oczami Caroline:
No to zaczyna się zabawa. Damon
właśnie poszedł po swojego brata gdzieś na górę, a my w milczeniu czekaliśmy na
jego powrót.
Przyjrzałam się twarzą przyjaciół.
Każdy z nich miał zatroskane spojrzenie, pełne nadziei i… Stop! Nie wszyscy
tutaj zgromadzeni, byli przyjaciółmi. Mój wzrok padł na Klausa, który do
takowych na pewno się nie zaliczał.
Siedział sobie wygodnie w ogromnym,
skórzanym fotelu, zadowalając się alkoholem. Jednak najgorsze było to, że wzrok
wbijał właśnie w moją osobę. Mógłby, chociaż mrugnąć. Ale nie. Bo, po co?
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, widząc, że pierwotny nalewa sobie
następną porcję trunku.
-Mógłbyś, chociaż
zapytać- Powiedziałam od niechcenia, wskazując głową na trzymany przez niego
alkohol. Ten wzruszył ramionami uśmiechając się szyderczo.
-A, co zabronisz mi,
kochana?- Zapytał, specjalnie kładąc nacisk, na ostatnie słowo.
-Nie mów na mnie…-
Nie dokończyłam, ponieważ na schodach rozległ się odgłos kroków.
Otóż, to Damon wracał, tachając
swojego osłabionego brata. Ten, wychudzony, blady, wyczerpany i ledwo
trzymający się na nogach, dalej zachowywał swój pogardliwy uśmieszek. Uniosłam
brwi do góry. Już zapomniałam, jaki jest Stefan, gdy wyłączy uczucia. Cechowały
go nieprzewidywalność i szaleństwo.
Przeniosłam wzrok na Elenę, która ze
skrzyżowanymi rękoma i spokojną miną, przyglądała się całej scence.
-No proszę… Wszyscy w
komplecie- Stwierdził chrapliwym głosem młodszy Salvatore. -I nawet ty dostałeś
zaproszenie- Zwrócił się do Klausa.
-W sumie to on jest
tutaj główną atrakcją- Odezwał się Damon, z impetem popychając brata na
wersalkę.
-Za delikatny to ty
nie jesteś…- Poskarżył się Stefan.
-Ty też nie byłeś- Starszy
Salvatore znacząco poruszył brwiami, wskazując na nogę Eleny.
Z tego, co mi wiadomo rana
pozostawiona, po tej jakże pamiętnej butelce, całkowicie się zagoiła. Nie
została po niej nawet blizna. Jednak nie dziwię się, że to wydarzenie zostało
wypomniane.
-Taaa…- Wykrztusił z
dumnym uśmiechem Rozpruwacz.
-Dobrze, zakończmy tą
interesującą konfrontacje i przejdźmy do rzeczy- Wtrącił Klaus, podchodząc
bliżej Stefana.
Pierwotny pochylił się nad wampirem,
spoglądając mu prosto w oczy. Nim cokolwiek zdążył powiedzieć został
odepchnięty ostatkami sił przez Rozpruwacza. Zatoczył się o krok do tyłu, nie
spodziewając się takiej sytuacji. Prychnął cicho i spojrzał z pilotowaniem na
chłopaka.
-Myślisz, że to ci
coś da?- Zapytał ponownie przyjmując poprzednią pozycję. -Włącz uczucia.- Przemówił
do niego pewnym głosem.
Wtem młodszy Salvatore zamrugał
kilka razy. Zaraz potem na jego twarz wstąpiła dezorientacja.
Oczami Eleny:
Stało się. Stefan odzyskał uczucia.
Skąd miałam tą pewność? Otóż, znów patrzył na mnie tym wzrokiem. I nie wiedzieć
czemu, zamiast się cieszyć, irytowało mnie to.
Choć to nie do końca tak. Cieszyłam
się, że już jest sobą, ale nie chciałam żeby tak na mnie patrzył. Już nie.
Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
-Elena?
Spuściłam głowę, nie wiedząc, co mam powiedzieć. Pragnęłam zapaść się
pod ziemię, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Niechętnie uniosłam wzrok i
pokierowałam go na Stefana.
-Powiedz coś-
Ponaglał mnie wampir.
Westchnęłam głęboko, aby dodać sobie sił.
-Co mam powiedzieć? Czego
oczekujesz?
Przez całą tą sytuację zapomniałam,
że towarzyszą nam moi przyjaciele, którzy niepostrzeżenie skradali się do
wyjścia z pensjonatu. Tylko Klaus uparcie przypatrywał się całej scence.
Caroline złapała go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. Pierwotny niechętnie
ruszył za nią.
-Zobaczymy się
później- Rzuciła Bonnie. –Dobrze, że wróciłeś Stefan –I całą tróją opuścili
budynek.
Przeniosłam wzrok na Damona. Stał on
ze szklaneczką Whisky w ręce, uparcie unikając mojego wzroku.
-Przepraszam- Szepnął
młodszy Salvatore, na tyle głośno, żebym to usłyszała.
-Jest, za co-
Burknęłam cicho i ponownie spojrzałam na niego.
-Ja… Ja naprawdę nie
chciałem…-Starał się wytłumaczyć.
-Powiedz mi jeszcze,
że to wszystko moja wina. Gdybyś nie chciał, nie wyłączyłbyś człowieczeństwa.
To chyba proste, prawda?
Milczał. Czy to dobrze? Nie wiem.
Nie chciałam go ranić i naprawdę starałam się panować nad sobą, choć
najchętniej trzasnęłabym drzwiami i po prostu wyszła. Ale nie mogłam, musiałam
wyjaśnić całą tą pokręconą sytuacje. Chciałam mieć czyste konto i święty
spokój.
-Tak, to proste- Odezwał
się wreszcie. -I nie ma takich słów, które wynagrodziłyby wszystko. A mimo to
przepraszam, bo nie wiem, co mógłbym jeszcze zrobić- Pokiwałam głową na znak
zrozumienia.
-Masz racje, nie ma-
Westchnęłam. –Ale znasz mnie. Obiecaj, że już będziesz sobą. Wtedy ci wybaczę.
Damon spojrzał ma mnie jak na
nienormalną. Mimo, że od dłuższego czasu nie wyrażał swojej opinii, wiedziałam,
że nie podoba mu się to wszystko. Puścić w niepamięć, to, co zrobił Stefan. Dla
niego było to niepojęte, jednak ja nie potrafiłam być obrażona.
-Obiecuje- Powiedział
młodszy Salvatore, poważnym głosem. –Czyli… Między nami już wszystko wróciło do
normy?
Zależy, co uważa za normę. Czy
będziemy razem? To był definitywny koniec. Jednak jest bratem mojego
chłopaka...
-Jako przyjaciel,
tak- Stwierdzałam głośno przełykając ślinę i czekając na jego reakcję.
-Tylko przyjaciel? To
oznacza, że ty i Damon…- Zareagował lepiej niż się spodziewałam. Bez krzyków,
bijatyk, a jedynie ze smutkiem w oczach.
-Jesteśmy razem-
Dokończyłam za niego, uśmiechając się niepewnie.
Nie chciałam ukrywać tego faktu, bo w końcu i tak by się dowiedział.
Wcześniej, czy później, wyszłoby to na jaw.
-Już wiesz, dlaczego
ani razu, przez te cztery lata, nawet słowem nie wspomniałem o moim bracie.
-Proszę cię, nie
zaczynaj tego tematu- Nie miałam ochoty ponownie rozgrzebywać starych ran.
Było, minęło. Nie da się przecież cofnąć czasu. To niemożliwe.
-Jako przyjaciel mogę
ci powiedzieć wszystko. I wedle umowy właśnie w tym momencie powinienem
wyjechać.
- Daj spokój, bracie-
Po raz pierwszy odezwał się Damon. –Nikt nie każe ci wyjeżdżać. Rozmawiałem z
wiewióreczkami i jeszcze żadna nie planuje buntu. Nie musisz się obawiać.
-Wiem, ale nic mnie
tu nie trzyma. Nie mógłbym patrzeć jak ty i Elena…
-Ja parzyłem- Wtrącił
starszy Salvatore.
-No właśnie ty-
Powiedział i powolnym krokiem ruszył ku wyjściu z pensjonatu. –Będziemy w
kontakcie- Rzucił tylko i wyszedł.
Podeszłam do Damona, przytuliłam go,
spoglądając na jego twarz. Zaskoczenie, tylko tyle mogłam z niej wyczytać.
-Wszystko w
porządku?- Zapytałam cicho.
-Tak, ale nie
spodziewałem się takiego zakończenia- Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
-Może pójdziemy tam
gdzie wczoraj?- Zapytałam, spodziewając się odpowiedzi. Obojgu nam potrzebna
była chwila zadumy.
***
Pół roku później:
Obudziłam się, jak co rano, u boku
Damona. Od paru miesięcy, mieszkałam właśnie z nim. Nie było sensu mieszkać w
akademiku, skoro większość swojego czasu, w tym nocy, spędzałam w pensjonacie.
Stefan wyjechał i nie martwiłam się
jego obecnością. Dzwonił, co tydzień, a gdy tylko zmieniał miejsce swojego
pobytu wysyłał nam adres.
Z przyjaciółkami widywałam się na zajęciach, jak i również poza nimi.
Chodziłam na kawę, do kina i na imprezy, w tym też na babskie spotkania, które
organizowałyśmy sobie, co jakiś czas. Tak, więc każdy był zadowolony. Jak to
się mówi: i wilk syty i owca cała.
Ściśle owinięta ramionami Damona, starałam się spojrzeć na zegarek. Był
poniedziałek i trzeba pójść na zajęcia, a przez zmianę planu musieliśmy wstawać
już o szóstej. Dojazd autobusem zajmował czterdzieści minut, dlatego starszy
Salvatore zakupił motor. To obniżyło czas jazdy do dwudziestu minut.
Westchnęłam cicho widząc, że duża wskazówka dochodzi na szczyt tarczy
zegarowej.
-Damon- Powiedziałam
cicho, delikatnie potrząsając ramieniem wampira. –Wstawaj.
-Już?- Zapytał
otwierając swoje zaspane, niebieskie oczy.
Uwielbiałam patrzeć rano na jego rozmierzwione włosy i sen wymalowany
na twarzy. Ten widok zawsze mnie rozczulał.
-Niestety-
Odpowiedziałam i pocałowałam go na powitanie.
-Nie masz ochoty
zostać w domu? A konkretnie w łóżku?- Zapytał z nadzieją w głosie.
-Ochotę mam, ale
wiesz, że nie możemy opuścić już żadnych zajęć- Stwierdziłam zrywając się na
równe nogi i podchodząc do szafy. –No już, wstawaj- Powiedziałam rzucając w
niego czarną koszulą.
W tym momencie po pomieszczeniu
rozległ się sygnał mojego telefonu. Podeszłam do etażerki spoglądając na
wyświetlacz. Otóż dzwoniła Bonnie. Nie zastanawiając się odebrałam.
-Słucham cię.
-Hej. Słuchaj, nie
przyjeżdżajcie dzisiaj- Rozległ się głos w słuchawce. –Profesor Holden miał
zawał i nie ma za niego zastępstwa.
-Boże… Ale wszystko z
nim okey?- Wbrew wszelkim pozorom, człowiek był w porządku.
-Tak- Odetchnęłam z
ulgą. -Ale z uwagi na wiek nie będzie już wykładał. Dopiero jutro przyjedzie
jakaś kobieta. Podobno jest młoda. Dopiero ukończyła studia, szukała pracy,
więc ją przyjęli.
-W porządku Bonnie.
Dzięki za informacje- Spojrzałam na Damona, który uśmiechał się triumfalnie.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. –Do zobaczenia jutro- Rzuciłam i rozłączyłam
się.
-Dlaczego zawsze musi
wyjść na moje?- Zapytał triumfalnie Salvatore.
-Raz ci się udało-
Stwierdziłam złośliwie i ze śmiechem rzuciłam się na łóżko.
W tym momencie jeszcze nie
wiedziałam, jak wielkie problemy właśnie się rozpoczęły.
Witam ponownie, po długiej nieobecności.
Na początku chciałam was bardzo, ale to bardzo przeprosić,
jednakże szkoła zabiera mi prawie cały czas.
Tak więc pomału nadrabiam czytanie waszych prac ;)
Rozdział, jak to rozdział,
ocenę pozostawię wam ;)
Mam nadzieję, że nie jest taki zły...
To chyba wszystko :)
Bardzo serdecznie was pozdrawiam
i życzę miłej lektury :*